''Morwenna dobrze znała te chwile, kiedy matka nakręcała się niczym sprężyna z ostrymi jak brzytwa krawędziami. Dziewczynka była zawsze bardziej wyczulona na podobne stany niż jej bracia, umiała je wyczuć, tak jak pies potrafi przewidzieć burzę. Narastające napięcie udzielało się i nienawidziła takich sytuacji [...] ''
Książka ciężka, duszna, bolesna i ciągle napięta jak struna, w swej treści. Jak relacje między członkami rodziny Middleton. Poznajemy jej członków w dość specyficznym momencie, mianowicie wtedy kiedy Rachel Kelly schodzi z tego świata w najbardziej prozaiczny ze sposobów. Ona, która cierpiąc na okropną wyniszczającą chorobę, psychozę maniakalno depresyjną, czy jak kto woli chorobę afektywną dwubiegunową lub cyklofrenię, która nosi na nadgarstkach ślady cięć, umiera nagle w swojej pracowni, tak sobie, na zawał serca.
To zdarzenie staje się przyczynkiem i punktem wyjścia do pokazania nam czytelnikom, jak wyglądało życie w tej rodzinie, jak kształtowały się relacje między jej członkami i jak choroba matki wpłynęła na dzieci i na ich późniejsze dorosłe już życie. Możemy też dokładniej przyjrzeć się różnym rodzajom żałoby. Każdy z członków tej familii przeżywa ją inaczej, choć każdy równie boleśnie. A nie jest to łatwe, kiedy zmarła matka była znaną i cenioną malarką. Jak odpisać na te wszystkie kondolencyjne listy i telegramy, by nie okazać nadawcom zniecierpliwienia, czy lekceważenia, kiedy samemu nie chce się robić nic, chce się po prostu siedzieć bezczynnie z opuszczonymi na kolana rękoma i rozmyślać.
Śmierć Rachel spowodowała też wzmożone zainteresowanie mediów jej życiem sprzed sławy. Z czasów dziecięcych i nastoletnich. Niestety o tym okresie jej życia nic, albo zgoła bardzo niewiele wiedzieli nawet jej bliscy , mąż i dzieci . Więc Antony, jej bardzo niedosłyszący już, prawie siedemdziesięcioletni mąż, trochę z przypadku, za namową młodszego syna, zaczyna poszukiwać krewnych swojej żony i ogólnie jakichś informacji na jej temat. Oczywiście wykorzystuje w tym celu bardzo pomocną zdobycz techniki, jaką jest internet.
Co znalazł w tym tyglu rozmaitości, tego wam nie zdradzę, powiem tylko, że znalazł baaardzo ciekawe informacje. Jednak to, co mnie bardzo poruszyło w tej książce to opisy odwiedzin chorej Rachel w szpitalu psychiatrycznym. Jaką traumą dla dzieci musiały być te odwiedziny, do których zresztą nikt ich specjalnie nie przygotowywał. W relacji Garfielda , najstarszego syna Kelly wyglądało to w ten sposób:
'' Zmusił się, żeby zaglądać do sal, które mijali. W niektórych ludzie byli ubrani i chodzili sobie albo siedzieli w fotelach. W innych wszyscy leżeli w łóżkach [...] Postanowił oddychać tak płytko, jak mógł, aby nie wdychać szaleństwa ''
i jeszcze jeden cytat. '' [...] Ale nagle spojrzał prosto na Garfielda, czy raczej tak to wyglądało, bo jego oczy okazały się całkiem puste, niczym dwa węgielki. Gdyby dało się usłyszeć jego myśli, prawdopodobnie byłby to tylko dźwięk przypominający wirowanie pralki i Garfield pomyślał, że nie może więcej spojrzeć temu chłopcu w oczy, bo stanie się taki sam jak on''.
Ta relacja kilkuletniego Garfielda , sprowokowała mnie do zadumy, czy rzeczywiście takie małe dzieci należy zabierać w '' takie '' miejsca ? Co to dla nich znaczy ? jakie będzie miało konsekwencje na przyszłość ?. Książka jest naprawdę ciekawa, chociaż na początku wydawała mi się nudnawa, nie bardzo rozumiem tak niskie oceny tej pozycji, fakt, jest ciężka w odbiorze, może więc dlatego tak wiele osób oceniło ją tak nisko. Ja uważam, że jest bardzo dobra i warto ją przeczytać.