Dziś ma miejsce premiera nowej książki Danuty Noszczyńskiej „Ten jeden jedyny”. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka miałam szansę przeczytać ją jeszcze przed oficjalną premierą.
Jeśli szukacie literatury z tzw. „górnej półki” i nie zadowala Was nic innego, to nie sięgajcie po tę książkę. Jeżeli zaś szukacie literatury typowo rozrywkowej, takiej co to i wywoła uśmiech na twarzy i czasami spowoduje, że znajdziecie w bohaterach cząstkę siebie samych, to bierzcie śmiało i bawcie się dobrze.
Trzy przyjaciółki, każda inna, kłócą się często, ale żyć bez siebie nie mogą. Każda ma swój sposób na życie i miłość. Cóż, z tą miłością to trochę skomplikowane… Maja, pszeniczna blondynka o słowiańskiej urodzie, spokojna, ciepła i opiekuńcza panna z dzieckiem. Naomi (prawdziwe imię Fryderyka) od pierwszego męża odeszła pobita na ciele i okaleczona na duszy, zmieniła imię i zaczęła nowe życie z nowym mężem. Hanka, narratorka, najbardziej temperamentna z całej trójki, z wrażliwością graniczącą ze zdolnościami paranormalnymi. Maja nie umie i nie chce żyć bez mężczyzny. Niestety, każdy jej związek kończy się ogromnym rozczarowaniem. Czy rycerz na białym koniu w końcu się pojawi? Czy jeśli się pojawi, to Majka nie zagłaszcze go na śmierć? Czy Naomi uda się rozpalić ognisko miłości w swoim dogorywającym małżeństwie? Czy Hanka dojrzeje do miłości? Czy pozbędzie się strachu przed zaangażowaniem?
Przesympatyczna to była lektura, pozwoliła mi na chwilę oddechu i relaksu. Bawiłam się świetnie, polubiłam bohaterki, niektórych bohaterów również 😊 Wituś, dwunastoletni syn Majki, podbił moje serce, pokochałam go miłością wielką 😊
Danuta Noszczyńska - plastyczka, reżyserka, twórczyni amatorskich teatrów Azet i Amarant, absolwentka krakowskiego liceum plastycznego oraz Wydziału Filozoficznego UJ. Opublikowała wiele książek, ja przeczytałam kilka. Jedne mi się podobały, inne nie. Ja mam tak, że odbiór danej książki zależy od dnia, pory roku, mojego nastroju, poziomu zmęczenia i wielu innych czynników. Czasami odkładam lekturę po kilkudziesięciu stronach nie mogąc przebrnąć przez treść. Sięgając po tę samą książkę po jakimś czasie, odbieram ją zupełnie inaczej. „Ten jeden jedyny” trafił w punkt 😊 To był ten dzień i ten nastrój na taką lekturę.