Po kryminały nie sięgam często, jednak o Oldze Rudnickiej, młodziutkiej absolwentce pedagogiki, słyszałam tyle dobrego, że grzechem byłoby nie przekonać się na własnej skórze o jej pisarskim talencie. Do odwiedzenia domu przy ulicy Zacisze 13, ostatecznie przekonała mnie zapowiedź czarnego humoru oraz masa pozytywnych opinii na różnych portalach internetowych i blogach.
Poznajemy Martę, nauczycielkę historii, która przeprowadziła się do Śremu w ucieczce przed przeszłością. Niestety zabrała ze sobą bagaż ciężkich doświadczeń, które uczyniły ją chłodną i ostrożną kobietą, która najchętniej zaszyłaby się we własnych czterech ścianach i nigdy ich nie opuszczała. Ale niestety, w spokojnym bytowaniu przeszkadzają jej dwaj martwi lokatorzy, których razem z przyjaciółką Anetą ukrywa w piwnicy. Ale tutaj problemy się nie kończą – kobiety mają na głowie krakowski gang, szukający ukrytego przed laty łupu, rodzeństwo, które z tylko sobie znanych powodów, obserwuje posesję przy Zaciszu 13, byłego męża Marty i w końcu – policję.
Tematyka jak widać niewesoła. No, bo jak tu żartować ze zwłok mieszkających w piwnicy, które lada dzień zaczną się rozkładać i trupim zapaszkiem przypominać o swoim istnieniu? Wydawałoby się, że jest to niemożliwe, ale Olga Rudnicka udowadnia coś zgoła innego. Choć bohaterkom w rzeczywistości nie jest do śmiechu, to język jakim się posługują obfituje w pełne ironii i sarkazmu zwroty. I to właśnie pełen czarnego humoru język sprawia, że akcja jest wartka, a powieść się dosłownie pochłania. Wielki plus dla młodej pisarki za minimum opisów i maksimum dialogów. I to nie byle jakich!
Bohaterki - niby zwyczajne nauczycielki, Marta nie jest nawet specjalnie sympatyczną postacią, ale kiedy rozmowa schodzi na piwnicznych lokatorów potrafi trafnie i zabawnie zripostować przyjaciółkę. Sielankę burzy jednak postać Arka, byłego męża Marty. Co prawda jest to bohater drugoplanowy, jednak przeżycia jakich doznała z nim Marta są wstrząsające, a wątek ten stanowi równowagę dla humorystycznego opisu życia w Śremie.
Fabuła nie jest szczególnie zawiła i nie obfituje w skrzętnie uknute intrygi. Wielu wątków można się z czasem domyślić, jednak główna zagadka – kto zabił – pozostaje tajemnicą do samego końca, a jej rozwikłanie zaskakuje. Jedyne co mogłabym zarzucić autorce, to brak podziału na rozdziały. Nie lubię przerywać czytania w środku akcji, a tutaj niestety kilkakrotnie się to zdarzyło ze względu na brak wyraźnego zakończenia podjętego wątku. Jednak i to da się przeboleć i dać się porwać mieszkańcom ( nie - mieszkankom)
Zacisza 13.
Książka nie jest długa, liczy sobie zaledwie 264 strony, ale gwarantuje świetną rozrywkę i kilka zawalonych kolokwiów. Nie radzę zaczynać przygody z „Zaciszem 13” w trakcie sesji, bo skutecznie oderwie was od nauki, rozluźni i sprawi, że na egzaminach będziecie zieloni, bo głowę zaprzątać będą podpodłogowi lokatorzy. Pomijając kilkugodzinne oderwanie od rzeczywistości, książka jest godna polecenia. Dawka śmiechu gwarantowana, a i wątek miłosny się znajdzie, więc dla każdego, coś dobrego!