Książka dla dzieci powinna przyciągać uwagę – w innym wypadku nie zostanie dostrzeżona. A czym może taka książka oczarować przyszłego czytelnika, jeśli nie okładką. Mam taką przed sobą. Jasna, kolorowa, z dużymi literami. I rzecz oczywista, rysunek. Duży, czytelny, mający nie tylko namówić do kupna, lecz także, a może przede wszystkim – opowiedzieć o treści. Drzewo, sądząc po nielicznych owocach na gałęziach - prawdopodobnie jabłoń. Być może barwa kory nie ta, lecz kto by psioczył, temu podpowiem – to bajka, a w bajce wszystko jest możliwe. Niedaleko drzewa widzimy drabinę, w koronie drzewa dwóch roześmianych chłopców. Na najwyższej gałęzi siedzi sowa. I już, koniec opisu rysunku. A zarazem początek opowieści Atwood.
Bo chłopcy ( tak na marginesie – bliźniacy) najprawdopodobniej chcą zbudować domek na drzewie. Spędzić w nim czas. Dużo czasu. Przeżywać w nim przygody. Na przykład gdy hula wiatr, albo gdy świeci słońce. To jest dopiero zabawa! Chłopcy jednak nie przewidzieli jednego. Ktoś im zabrał drabinę. Dokładniej: zjadł ją. To bobry! Dzieci są uwięzione na drzewie. Brakuje już pożywienia, brakuje również napoju. Lecz to bajka, a w bajce wszystko musi skończyć się dobrze.
Bajka przekorna, z pointą, oszczędna w słowie i formie. Napisana wierszem, lekko i płynnie. Skromne początki, proste pomysły – jak pisze w „Przedmowie” Margaret Atwood miały miejsce w latach pięćdziesiątych, gdy jeszcze nie myślano o literaturze dla dzieci jako oddzielnym gatunku. Autorka w dzieciństwie spędzała wolny czas na drzewie, tak właśnie jak bohaterowie „Wysoko wśród drzew”. Czyli można powiedzieć, że bajkę napisała z własnego doświadczenia. Prawdopodobnie zadziałała również wyobraźnia.
Ilustracje podwajają ową wyobraźnię. Tak myślę. Mam lat pięćdziesiąt kilka i już straciłem dziecięcy sposób odczytywania książek, lecz myślę że dzieci – w każdym wieku – znajdą dla siebie wiele spraw do przemyśleń. Skąd na rysunku sowa, chociaż w tekście nie ma o niej ani słowa. Czyżby to był symbol, symbol mądrości? Chłopcy przecież wykazali się nie lada sprytem, aby ponownie wejść na drzewo. A jak się nazywają zwierzęta, które zjadły drabinę? W tekście Autorka nie podaje ich nazwy. Można je przecież nazwać architektami krajobrazu. Albo zwyczajnie – bobrami. Wreszcie – czy mali chłopcy mogą przelecieć kilka metrów na skrzydłach ptaków – tak jak pokazuje rysunek, i sugeruje tekst. Ach, to tylko ta ciekawa pani – wyobraźnia …
Pytań może być więcej i więcej. Polecam czytanie z rodzicami. Dzieci potrafią zadawać takie zaskakujące, oryginalne, ale i cudowne pytania, że warto koło nich usiąść, i wsłuchać się w tę drugą opowieść. Opowieść z pytań, zastanowień, domysłów.
W wypadku omawianej książki, trzeba zwrócić uwagę na rzecz, o której nie mówi się zbyt często. Okładka „Wysoko …” jest twarda. To ma szalone znaczenie, zwłaszcza gdy książkę trzyma w rękach pięciolatek – siedmiolatek. Po prostu nie niszczy się tak szybko, gdyby była miękka. To taka uwaga bardziej techniczna, ale – proszę mi zaufać, bardzo ważna, mamy przyjemność z książką dla dzieci.
Książkę polecam, i to z zachwytem. Gdybym był małym chłopcem, również uśmiechnąłbym się do niej. Do chłopców, sowy, drabiny. Zaprzyjaźniłbym się z nimi. Z pewnością wielokrotnie czytałbym opowieść o pomyśle, który zmienił spostrzeganie świata. To oczywiście pierwszy krok, aby rozszerzyć widnokrąg wiedzy o życiu, lecz właśnie takie książki, jak „Wysoko wśród drzew” pozwalają młodym ludziom, ten krok uczynić.