Moja fascynacja mitologią słowiańską, zaczęła się od przeczytania książki „Szeptucha”, której autorką jest właśnie Katarzyna Berenika Miszczuk. Poznając losy Gosławy i Mieszka pełne niebezpieczeństw i demonów, zakochałam się w Bielinach i magicznym klimacie jaki wokół tej miejscowości wyczarowała autorka. Jednym tchem pochłonęłam całą serię o perypetiach Gosławy Brzózki i mam nadzieję, że kolejne części jeszcze przed nami. Tym bardziej ucieszyła mnie wiadomość, że 24 listopada ukaże się najnowsza książka pisarki, w której znów wrócimy w to pełne magii miejsce. I choć bohaterami „Tajemnicy domu w Bielinach” jest rodzina Lipowskich, czyli do tej pory nieznane nam osoby, to spotkanie z postaciami z poprzedniej serii jest nieuniknione. W końcu Bieliny to dość mała wieś.
Nadchodzące wakacje dla rodziny Lipowskich, zapowiadały się zupełnie inaczej niż dotychczas. Zamiast wyjazdu nad morze, czwórka dzieci i ich mama przyjechali do wsi Bieliny, aby zająć się schorowaną Ciocią Mirką. Zmiana jest szczególnie trudna dla dzieci, szczególnie że to nie wakacyjny wyjazd, a przeprowadzka na stałe. Stan domu, jaki zastają po dotarcia na miejsce oraz dziwne zachowanie Ciotki, napawa ich niepokojem. Szybko odkrywają, że coś jest nie tak. Skoszona trawa w jedną noc odrasta, garnki i patelnie same spadają z wieszaków, w domu pomimo ciągłego sprzątania ciągle jest brudno. Dzieci są zdeterminowane, żeby odkryć tajemnicę, którą skrywa dom i dziwnie się zachowująca Ciocia. Czy te zdarzenia da się wyjaśnić siłą rozumu?
Z wielką przyjemnością czytałam tę książkę. Bardzo podobał mi się klimat, jaki autorka stworzyła w swojej powieści. Przerażający, niepokojący, ale zarazem wzbudzający naszą ciekawość do tego stopnia, że od lektury nie idzie się oderwać. Moją sympatię zyskali również bohaterowie tej historii. Rodzeństwo Lipowskich pomimo sprzeczek, których nie idzie uniknąć w rodzeństwie, potrafią świetnie współpracować ze sobą w sytuacjach problemowych. Bardzo podobała mi się postawa Leszka, który wierzy w naukowe wyjaśnienia i twardo stąpa po ziemi. Czy jego przekonania nie ulegną zmianie, to musicie się dowiedzieć sami. Z Tomisławą łączy mnie zamiłowanie do książek i szalenie zazdroszczę jej prezentu jaki otrzymała od Cioci Mirki. Bogusię podziwiam za odwagę, na którą ja na pewno nie zdobyłabym się w takiej sytuacji. Ale nie tylko rodzeństwo zostało w tej książce świetnie wykreowane. Postacie drugoplanowe również zapadają nam w pamięć i pokazują swój charakter.
I to co lubię najbardziej, czyli słowiańskie elementy, na których oparta jest fabuła tej powieści. Obrzędy, które dziś już zapomniane, w książkach Pani Miszczuk nadal są żywe i to mnie szalenie cieszy. Pozwala to najmłodszym poznać naszą kulturę, jeszcze sprzed czasów przejścia na wiarę chrześcijańską. Jak dla mnie to ogromny plus.
Ja jestem oczarowana tą historią. Nie tylko pod względem fabularnym. Autorka również porusza ważny problem, z jakim coraz więcej dzieci się spotyka. Mianowicie rozwód rodziców, który często budzi w nich poczucie winy, złości i smutku. Tutaj również dzieci inaczej reagują na decyzję dorosłych. Jednak pani Katarzyna nawet ten drażliwy temat ujęła w bardzo delikatny sposób, próbując wyjaśnić, że rozejście się rodziców nie jest winą dzieci. A miłość do dziecka nigdy nie ustaje, nawet jeśli wypali się ta łącząca dorosłych.
Warto również zwrócić uwagę na wydanie. Książka zawiera również ilustracje, które wykonał Marcin Minor. Są po prostu świetne! Monochromatyczne, ale to nadaje im tajemnicy, która doskonale pasuje do klimatu książki.
Jedynym minusem powieści jest jej długość. Zdecydowanie za szybko się skończyła. Pociesza mnie tylko fakt, że w przygotowaniu jest kolejna część. Już nie mogę się doczekać.
„Tajemnica domu w Bielinach” jest uroczą książką, którą polecam do czytania całej rodzinie. Oprócz spotkania ze słowiańskimi bóstwami, które budzą lekkie uczucie strachu, mamy tutaj opowieść o trudnych emocjach, ale przede wszystkim o wsparciu rodziny, które jest bardzo ważne i potrzebne każdemu.
Zdecydowanie polecam! Warto czekać na premierę!