"Odnaleźć szczęście " To książka Pauliny Piaseckiej o trudach dorastania, młodzieńczych problemach i częstym braku zrozumienia przez innych, głównie dorosłych, ale równie często przez samych siebie.
Kto z nas nie pamięta okresu dorastania, gdy wydawało nam się, że wszystko wiemy najlepiej, możemy zdobywać szczyty, a naszym jedynym ograniczeniem okazywali się być...nasi rodzice. Każdy z nas przechodził okres buntu, gdy nam wydawało się, że "pozjadaliśmy wszystkie rozumy", jesteśmy już dorośli i możemy sami decydować za siebie. Czy jest na świecie w ogóle ktoś, kto w tym okresie z byle powodu nie pokłócił się z rodzicami. Późne powroty do domy, zbyt częste wyjścia na imprezy, niechęć do nauki, nie odbieranie telefonów od rodziców... To wszystko zdarzyło się chyba każdemu nastolatkowi. Sama pamiętam moje walki o możliwość późniejszego powrotu, czy pójścia na imprezę... ale muszę szczerze przyznać, że teraz patrząc na to z perspektywy czasu dziś powiem szczerze, że jestem im za to bardzo wdzięczna. Moi rodzice byli dość rygorystyczni, nie imprezowałam wiele, ale teraz tego nie żałuję. Oczywiście miałam okresy buntu, awantur dosłownie o wszystko i przede wszystko i jak wiele innych młodych odnosiłam wrażenie, że rodzice tylko i wyłącznie chcą mi zrobić na złość. Teraz wiem, że było dokładnie odwrotnie. Oni to wszystko robili dla mojego dobra, martwili się, abym nie narobiła w życiu głupot, abym nie popełniała błędów, miała możliwość się uczyć i ułożyć sobie życie jak należy. To właśnie dzięki nim, ich metodom wychowawczym i tego, że trzymali zawsze rękę na pulsie dziś jestem w miejscu, w którym jestem. I jestem im za to niezwykle wdzięczna.
Irmina jak większość młodych w tym wieku zwyczajnie szuka ujścia swoich emocji, a tych zdecydowanie w jej codzienności nie brakuje. Nie potrafi porozumieć się głównie ze swoją mamą. Niemniej jednak nie podobało mi się jej podejście do matki, dosłownie szukanie pretekstu do wszecia awantury na każdym kroku i brak okazywania szacunku swojej rodzicielce. Dla mnie niektóre ze słów w kierunku matki, czy zachowania w stosunku do niej były jednak niedopuszczalne. Rozumiem bunt, hormony i złość, niemniej jednak uważam, że zdrowy rozsądek należy zachować nawet w takich momentach.
Irmina po jednej z takich domowych awantur, wywołanych buntem robi to, co lubi najbardziej, czyli maluje. Malowanie jest zdecydowanie jej ukojeniem, ucieczką od problemów, w ten sposób się wycisza i realizuje. Właśnie wtedy, gdy wylewa na swoje dzieło wodę odkrywa, że dosłownie może przenieść się w świat swego obrazu...
Książka jest bardzo krótka i całkiem przyjemna. Ja nieco odczuwałam jednak złość na główną bohaterkę przez jej zachowanie, bowiem dla mnie była jak rozpieszczona dziewczynka, która nie do końca dorosła. Nie można w żaden sposób zwrócić jej uwagi, bo wiąże się to z wielką obrazą i wynikającą z tego awanturą.
Niemniej jednak krótka forma książki pozwala przeczytać jadoslownie w jeden wieczór. Może być przestrogą dla młodych, którzy bardzo często postępują właśnie w taki sposób ze swoimi rodzicami, nawet nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Dlatego przeczytanie tej książki może pozwoli im nieco otworzyć oczy I spojrzeć z boku na zachowanie młodzieży w okresie buntu.
Książkę miałam możliwość przeczytać dzięki portalowi sztukater.pl