„Dwa serca, jedno bicie, niech mnie odnajdzie miłość na całe życie.”
Wysłannicy to tak naprawdę trzy tomy wydane w jednym. Każdy z nich — Larista, Guerra i Cedyno — opowiada historię jednej z trzech dziewczyn, na drodze których zjawiają się mężczyźni skrywający tajemnice.
Pierwszy raz serię Wysłannicy czytałam kilka lat temu i historia każdego z głównych bohaterów zapadła mi w pamięci. Teraz robiąc reread, dalej czułam ten sam zachwyt, który towarzyszył mi podczas pierwszego razu.
„Wysłannicy” to młodzieżówka z elementami fantastyki, która zabierze was w emocjonującą podróż pełną niesamowitych wrażeń.
Poznacie smak pierwszej miłości.
Doświadczycie prawdziwej przyjaźni, która jest tak silna, jak więzy krwi.
Przekonacie się, czy poświęcenie popłaca.
Uświadomicie sobie, że czasem nie potrzeba słów, aby znaleźć ukojenie w ramionach ukochanej osoby.
Odkryjecie, że czasem serce może pokochać ponownie i to dużo mocniej niż pierwszym razem.
Zrozumiecie, że patrząc w przeszłość, traci się to, co można zyskać w przyszłości.
Przeżyjecie fantastyczną przygodę, choć przekonacie się, że piękny krajobraz może być tłem dla prawdziwego cierpienia.
I przede wszystkim będziecie świadkami pełnej napięcia walki dobra ze złem, walki Guardianów i Tentatorów.
Pokochałam bohaterów od pierwszych stron książki, choć z biegiem akcji w książce zdanie na temat paru z nich się nieco zmieniło. Uwielbiam Larysę, która jest taką typową książkarą, która wierzy w wielką miłość od pierwszego wejrzenia, uwielbia romanse i czasem zmusza do ich oglądania swoją najlepszą przyjaciółkę Zuzkę. Dziewczyna uwielbia ciemne kolory (dopiero jej ukochany Patryk sprawia, że jej „życie” nabiera nieco koloru) i można powiedzieć, że jest zupełnym przeciwieństwem swojej przyjaciółki. Śpiewa w zespole, w którym gra również Patryk. Zuzka jest porywcza, pozytywnie zakręcona, choć trochę narwana. Jest bezpośrednia i często mówi, co jej ślina przyniesie na język, co niejednokrotnie pakuje ją w kłopoty. Z początku ją lubiłam, jednak w dalszych tomach (szczególnie w Cedyno) jej zachowanie i postawa czasem irytowała. Nie mniej jednak jej upór i oddanie pewnej sprawie sprawiało, że nie mogłam jej „odlubić”.
Natomiast Lea, bohaterka, którą poznajemy w ostatnim tomie, jest młodą Guardianką, która dopiero wchodzi w świat odwiecznej walki dobra ze złem. Ta dziewczyna po prostu kocha zwierzęta i prawdopodobnie jako jedyna interesuje się losem zapomnianych przez miasto zwierząt w schronisku.
Po prostu muszę wspomnieć o Guerrze i całej tej tajemniczej krainie. Autorka odwaliła kawał dobrej roboty. Niejednokrotnie miałam ciarki, czytając opisy tego miejsca, słuchając relacji osadzonych, poniekąd doświadczając ogromu ich cierpienia. A stworzenie tego świata, gdzie może trafić dosłownie każdy człowiek i który przywołuje na myśl prawdziwe obozy koncentracyjne, był świetnym posunięciem. Guerra to naprawdę straszne miejsce i autorka idealnie to oddała.
Nie mogę zapomnieć o tej przepięknej okładce, która bez wątpienia zachęciłaby mnie do kupienia książki ze względu na sam wygląd.
Jak dla mnie „Wysłannicy” wygrywają w konkursie na najpiękniej wydaną książkę. To jest po prostu C U D O! I nie tylko z zewnątrz prezentuje się pięknie, bo w środku jest również imponująco.