Lampiony recenzja

Bardzo chciałabym Wam opowiedzieć o czym jest ta historia, ale aż boli mnie przypominanie jej sobie. Akcja rozgrywa się w Łodzi, gdzie dochodzi do tajemniczych pożarów. Bohaterów jest tu bardzo dużo i ciężko opisać wszystkich, jedyne co mogę o nich powiedzieć, to to, że są wyciągnięci z marginesu społeczeństwa i nie są to postacie, które przechodzą przemiany, tylko są autentycznie wulgarne i niesympatyczne.

Nie powiem, pani Bonda ma to do siebie, że potrafi pisać długie opisy, które człowieka nie zanudzą i jak w poprzednich częściach nie miałam do tego żadnych zastrzeżeń, tak teraz stwierdzam, że książka opierała się tylko na tym laniu wody. Najbardziej bawiło mnie to, jak czasem odpływałam, a 2 strony dalej nadal wiedziałam co się dzieje, tyle tekst wnosił do całej historii. Można było to napisać na 100 stronach.

Moja recenzja chyba nigdy nie była tak jednostronna, ale naprawdę - darujcie sobie, tego się nie da czytać, nikogo z bohaterów nie polubicie, historia Załuskiej w tle to komedia, jak zwykle głównej bohaterki jest tyle co kot napłakał, na dodatek nie wiem co się tam odwaliło, ale mam takie "aha", już się gubię. Autorka traktuje główną postać jak jakiś dodatek do fabuły, przez co jej historia jest traktowana bardzo po macoszemu i naprawdę ciężko samemu ogarnąć co się tam właśnie stało. W ogóle Duch w tej części... co on tu robi...

Ta historia była dla mnie tragiczna. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałam coś tak słabego. Pierwszy tom był w porządku, drugi był fajny do polowy, potem zaszczycił mnie tragiczną końcówką, pomyślałam, że w 3 tomie autorka wróci na właściwe tory, ale nie... jest jeszcze gorzej, to była dla mnie udręka. Autentycznie boję się sięgać po finał tej serii. Kogo bym nie pytała, to mówi to samo, ta część jest okropna. Zastanawiam się dlaczego zdecydowali się to wydać w takiej formie.

Postacie antypatyczne, cała fabuła po prostu odpycha, może kwestia piromana dość ciekawa, ale nie kupiło mnie to, powody, rozpisanie postaci, akcji... to wszystko było po prostu słabe. A finał mnie po prostu rozbawił, negatywnie.