Ona.
Księżniczka Mediolanu. Królowa bankietów. Gwiazda brukowców. Bogini internetu. Z pozoru nie brakuje jej niczego. Lecz wszystko ma swoją cenę. Diament musi błyszczeć, a ona to ozdoba rodziny de Angelis. Marina jest jest dla rodziców jedynie celem do tego, by ich nazwisko nigdy nie znikało z pierwszych stron gazet. By spełnić to zadanie dziewczyna nieustannie wywołuje nowe skandale, bawiąc się życiem i otaczającymi ją ludźmi. Bez emocji, bez skrupułów, bez ludzkich odruchów.
On.
Gwiazda piłki nożnej, o którego przeszłości nie wie nikt. Jedyne czego nie ukrywa to fakt, że jest afrykańskim uchodźcą, a wojna zmusiła jego rodzinę do ucieczki do Włoch. Mroczny, tajemniczy, ale też niezwykle przystojny i pociągający. Gaёl Selemani nie szuka miłości i przyjaźni, piłka jest całym jego życiem.
Przypadkowe spotkanie tej dwójki odwróci całe ich życie do góry nogami. Groźba, umowa, szantaż… jedno z nich zrobi wszystko, by dostać to czego pragnie. Wyjście z tej sytuacji jest proste - nauczyć tę osobę kochać.
"Naucz mnie kochać" nie jest debiutem M.B. Morgan, mimo to nie kojarzę, abym wcześniej słyszała o tej autorce. Poznałam ją poprzez artykuły dla portalu nakanapie.pl. Między innymi to tam dowiedziałam się o jej najnowszej książce, którą przedstawiała zdecydowanie cięższa emocjonalnie i napisanie sprawiło więcej trudu. To on sprawił, że chciałam podjąć się recenzji.
Jestem osobą, która swoje czytelnicze korzenie ma w fantastyce, czyli wielkiej różnorodności nawet przy opisywaniu z pozoru tego samego obrazu. Ostatnimi laty dość często sięgam po thrillery czy, tak jak w tym wypadku, romanse, ale oczekuję od nad wyraz dużo. Powielane tematy czy monotematyczność strasznie mnie nudzi , więc nie jest łatwo rozbudzić we mnie pozytywnie emocje.
Przy pierwszym rozdziale żałowałam swojej decyzji. Marina jest pustą lalką bez najmniejszych wartości. Nieznośna to mało powiedziane, najprawdopodobniej gdybym spotkała ją w tym czasie na swojej drodze, dostałaby ode mnie w twarz. Aczkolwiek nauczona własnym doświadczeniem o tym, że nawet najgorsza postać nie musi mieć wpływu na całokształt powieści, postanowiłam brnąć dalej. Już drugi rozdział mnie oświecił. Poznawanie rodziny i historii dziewczyny krok po kroku napawało mnie lękiem i pozwalało w końcu wszystko zrozumieć. W moich oczach bardzo dobrze relacje tej rodziny oddaje scena, w której matka Mariny uderza ją tylko dlatego, że ta zjadła coś innego niż ta jej pozwoliła. Kobieta ma dwadzieścia sześć lat, zdrowa na ciele i umyśle, a mimo to nadal we władaniu rodziców.
W efekcie otrzymujemy piękną opowieść o miłości i przemianie bohatera. Autorka w niesamowity sposób ukazuje, że to nie pieniądze i majętność niszczy człowieka, tylko my sami siebie. Jesteśmy panami własnego losu i nawet mimo wojny, ciężkiej przeszłości czy toksycznych relacji, otaczając się odpowiednimi ludźmi będziemy wstanie z tego wyjść i żyć lepiej. Czytając epilog, nie mogłam, że to już koniec.
Książkę otrzymałam z klubu recenzenta nakanapie.pl