Malibu płonie recenzja

Dla mnie książki tej autorki są niesamowicie realistyczne. Zachwyca ona nie tylko stylem, ale również wydarzeniami, jakie umieszcza w swoich powieściach. "Malibu płonie" od początku zaskoczyło mnie swoją formą, historią oraz bohaterami. Nie mogłam wyjść z podziwu, ile takich zwykłych, losowych elementów się ze sobą łączy. Z każdą stroną odkrywałam te wzajemne powiązania, które idealnie wplatały się w fabułę. Już nie mówiąc o tzw. "easter eggs" - Celia, Carrie Soto czy słynny Mick Riva (polecam w tym momencie sięgnąć po inne książki autorki).

🌊Co znajdziemy w Malibu? Opisany jeden dzień z życia ludzi, którzy nie spodziewają się, jakie przyniesie skutki. Coroczna impreza w posiadłości Niny Rivy, na którą wielu czeka, lekko wymyka się spod kontroli, a sama kobieta nie sprawia wrażenia zainteresowanej tym wielkim wydarzeniem. Niecałe 400 stron jako jeden dzień; do takich pomysłów trzeba mieć talent. Co ciekawe, sama powieść jest podzielona na dwie części, w których każdy rozdział to kolejna godzina z dnia - 27 sierpnia 1983 r.

Oprócz burzliwej i pełnej odkryć teraźniejszości, Reid serwuje nam sporo fragmentów z przeszłości bohaterów. Dzięki nimi dowiadujemy się rzeczy, które wyjaśniają zachowania pewnych osób, jak i poznajemy ich najbrudniejsze sekrety. Każde z rodzeństwa Riva jest inne, jednak możemy dostrzec kilka podobieństw. Bardzo mi się podobało jak autorka przedstawiła ich relacje; wsparcie i emocje przede wszystkim. Co do Mick'a Rivy... cóż, o nim lepiej nic nie mówić. Koleś ewidentnie ma problemy, właściwie jeden duży problem, który pogłębia z każdym rokiem swojej muzycznej sławy. DLA-CZE-GO😤 Tyle osób przez niego cierpiało! (I ta jedna scena w wannie... oh, god).Czy można wybaczyć takie zachowanie? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, ale wiem, co myślą o tym Nina, Jay, Hud oraz Kit. Ich zakończenie idealnie oddaje całe "Malibu płonie".