- Nazywam się Thomas Carter. Jestem Anglikiem ale mieszkam w Indiach, konkretniej w Kalkucie. Pracuję tutaj jako dyrektor sierocińca St. Patrick. Nie oszukujmy się, mój sierociniec nie jest miejscem idealnym. Gdybym tylko mógł wyczarować wspaniałą, kochającą rodzinę dla każdego z dzieciaków, które tu mieszkają, zrobiłbym to bez wahania. Niestety nie potrafię... Robię jednak wszystko, co w mojej mocy, by dzieciakom było tu dobrze. Skoro już brakło w ich życiu prawdziwej rodziny to mają przynajmniej dach na głową, codziennie ciepły posiłek i szansę na godną przyszłość. Moment kiedy opuszczają sierociniec staje się dla mnie coraz trudniejszy, chyba się starzeję... Aż trudno uwierzyć, że te dzieciaki mają już 16 lat, członkowie Chowbar Society... Nigdy im się nie przyznałem, że wiem o ich tajnym stowarzyszeniu, nie chciałem psuć im frajdy. Doskonale wiem gdzie się spotykają i aż serce rośnie gdy człowiek patrzy jak wspaniała więź łączy tą grupkę młodych ludzi . Ben również należy do stowarzyszenia. Wyjątkowy chłopak, momentami nieznośny ale szalenie inteligentny. Już samo jego przybycie do St. Patrick było wyjątkowe. Został podrzucony pod same drzwi sierocińca, co w Kalkucie jest zjawiskiem dość niecodziennym. Znaleźliśmy przy nim medalion i wiadomość i dość niepokojącej treści. Początkowo nie bardzo w to wszystko wierzyłem, gotowy byłbym nawet zapomnieć o całym zdarzeniu gdyby nie wizyta dziwnego jegomościa. Dziś gdy stoi przede mną po raz drugi, żałuję, że byłem tak lekkomyślny. Dlaczego wcześniej się nie zorientowałem, dlaczego nie zrobiłem niczego by uchronić Bena ? Być może jeszcze nie wszystko stracone choć w głębi duszy kiełkuje obawa, że już nigdy nie zobaczę Bena, że ostatnią osobą jaką w życiu zobaczę jest ta potworna postać stojąca przede mną...
„Pałac północy” to jedno z wcześniejszych dzieł Zafóna, które niecały rok temu doczekało się polskiego przekładu. Książka została zakwalifikowana do literatury młodzieżowej, jednak z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że stanowi doskonałą rozrywkę również dla starszych czytelników. Praktycznie od pierwszych chwil towarzyszy nam nieodparte uczucie zagrożenia, przewrajając kolejne strony robi się gorąco, bardzo gorąco i to w dosłownym tłumaczeniu tego słowa...
Fabuła książki nie należy do przesadnie rozbudowanych. Oto mamy przed sobą grupkę przyjaciół, którym przyjdzie rozwikłać tajemnicę z przeszłości. Gdy podejmują się tego zadania, nie zdają sobie jeszcze sprawy jak przerażająca będzie ich przygoda. Gdy się zorientują, będzie już za późno, by się wycofać....
Mogło by się zdawać, że podobnych książek mamy już całe pęczki. To co wyróżnia jednak „Pałac północy” to wspaniały styl pisania autora – może jeszcze nie tak doskonały jak w przypadku „Cienia wiatru”, ale już bardzo charakterystyczny i miły dla oka. Zafón traktuje swoich młodych czytelników z dużym szacunkiem, nie próbuje sprzedać im kolejnej mdłej, bezpiecznej historyjki, dostarcza im dokładnie to czego oczekują – niebezpieczeństwa, ryzyka, obawy o przyszłość głównych bohaterów. Autor bawi się naszymi emocjami, czasem z premedytacją podrzuca na fałszywy trop, burząc nasze nadzieje, że kiedykolwiek zdołamy się rozwikłać mroczną zagadkę. Akcja toczy się z prędkością pędzącej lokomotywy a biedny czytelnik czyta z wypiekami na twarzy obawiając się, że gdyby przerwał już nigdy nie będzie w stanie ponownie do niej wskoczyć.
Z dużym sentymentem myślę o całej grupce stanowiącej stowarzyszenie Chowbar Society. Czytając o ich poczynaniach przed oczami miałam obrazy z kilku filmów i bajek z dzieciństwa w których grupa superbohaterów walczyła w obronie dobra, a każdy z nich posiadał odrębną moc czy wyjątkowe zdolności. Dokładnie tak samo jest w przypadku tej grupki przyjaciól, każdy jest na swój sposób wyjątkowy i bez jego udziału szanse na powodzenie całej misji zbliżone byłyby do zera.
Nie przepadam za oczywistymi zakończeniami i bardzo mnie cieszy, że również w przypadku książki młodzieżowej autor nie poszedł na skróty i utrzymał wysoki poziom swojego dzieła aż do ostatniej strony.
Już tylko na marginesie dodam, jak bardzo podobają mi się okładki do pierwszych książek Zafóna – na swój sposób bardzo proste ale szalenie intrygujące i jak najbardziej adekwatne do treści.
Fanom autora książki nie muszę polecać, i tak albo ją już przeczytali albo z całą pewnością przeczytają. Polecam ją wszystkim pozostałym i mam nadzieję, że szybko dacie się porwać niesamowitym historiom niesamowitego pisarza...
(
http://alison-2.blogspot.com/2012/03/paac-ponocy.html)