Kiedy zaproponowano mi zrecenzowanie tej książki, byłem bardzo zaintrygowany tytułem. Poszperałem trochę więcej na jego temat i rzuciło mi się w oczy oczywiście samo wydawnictwo LeTra. Kiedy przeczytałem, że wydają oni książki z pogranicza thriller/kryminał ze sztuką w tle, bardzo spodobał mi się ten pomysł i z wielką chęcią siadłem do lektury „Sezonu pająków’ Barbary Baraldi.
Turyn, rok 1988. Zakochani. Jazda samochodem przez zabytkowy most Wiktora Emanuela I. Letnia, ciepła, włoska noc. Romantyczna sceneria? Owszem, nie wliczając zwłok i stada pająków.
Sztuka w powieści, choć jest wątkiem raczej epizodycznym, pojawia się dosyć często. Czy to właśnie przez sam most, czy to przez wątek teatralny, czy to przez podążanie śladami bohaterów spacerujących ulicami Turynu, miasta pełnego przepięknych zakamarków i wielu zabytków. Mnie osobiście to urzekło i czuję wręcz pewien niedosyt, że było tego tak mało.
Sam kryminał jest dosyć ciekawy, ponieważ akcja dzieje się u schyłku XX wieku, więc technologia i komputery raczkują, policja prowadzi śledztwa tradycyjnymi metodami, a profilerzy kryminalni wydają się być na razie niewartą uwagi nowinką. To miła odskocznia od współczesnych powieść kryminalnych i powiew świeżości.
Co lubię w tego typu książkach, to pokazywanie ludzkiej twarzy policjantów, detektywów, prokuratorów itd. I tutaj na szczęście też można to znaleźć. Wątek małżeństwa głównego bohatera, prokuratora Scalviatiego autorka poszerzyła o wiele ciekawych elementów, jak na przykład ciąża, codzienne kłótnie i problemy postępowego jak na tamte czasy związku, pracoholizm i brak czasu dla drugiej osoby. Uważam, że bez takich elementów kryminały są niezwykle nudne i pozbawione ludzkich emocji. Na szczęście Barbara Baraldi chyba podziela tę opinię, bo ten wątek jest u niej dosyć bogaty.
Przejdźmy teraz do kolejnej ważnej części książki, czyli humoru. Co do niego mam mocno ambiwalentne uczucia. Z jednej strony był on drętwy, drewniany i sztuczny, ale z drugiej w takim stopniu, że rzeczywiście czasami śmiałem się w głos z niektórych komentarzy bohaterów. Jeśli macie podobne do tego poczucie humoru, to śmiało po „Sezon pająków” możecie sięgać.
W książce podobało mi się także to, że w jednym czasie były prowadzone dwa śledztwa w tej samej sprawie – jedno przez przedstawiciela prokuratury Scalviatiego, a drugie, prywatne przez dziennikarkę de Almeidę. To spowodowało, że akcja stała się z pewnością bardziej ciekawa i nie nudziła tak bardzo.
Na powieści zawsze patrzę przychylniej, kiedy zawierają w sobie wątki mistyczne, owiane mgłą tajemnicy. Tak jest również w przypadku „Sezonu pająków”, ponieważ w wątek kryminalny wpleciony jest motyw księżyca, astrolabium, okultyzmu, czarnej magii, a sam klimat obcowania ze sferą ezoteryczną jest mocno odczuwalny w pewnych fragmentach.
Żeby jednak nie było tak kolorowo, to muszę napisać o błędach, które pojawiły się w powieści. Czasami bowiem zdarzały się literówki, gdzieniegdzie brakowało literek, obok siebie były zdublowane wyrazy, a sam most nazywany jest imieniem Wiktora Emanuela I zamiennie z Wiktorem Emanuelem II.
Ciekawostkę stanowi fakt, że autorka zainspirowała się prawdziwymi wydarzeniami. Główni bohaterowie, jak Leda de Almeida czy prokurator Scalviati mają swoje pierwowzory w rzeczywistości, a naczelny złoczyńca inspirowany jest potworem z Florencji, autentycznym mordercą działającym w latach 80. XX wieku.
Cóż to była za przygoda! Książka miała swoje mocniejsze i słabsze momenty, jednak ostatecznie mi się podobała. Uwielbiam motywy artystyczne, muzyczne i okultystyczne. Lektura była całkiem długą przygodą – czasami spacerkiem, a innym razem szaleńczym biegiem po uliczkach Turynu. Polecam Wam sięgnąć po „Sezon pająków” Barbary Baraldi, jeśli zwykłe, współczesne kryminały Was nudzą. Ta powieść zdecydowanie do takich nie należy.