“Paradygmat zła” - już sam tytuł książki sugeruje, że nie będzie to lektura należąca do tych łatwych i przyjemnych. Podskórnie wyczuwam, że w tej książce dotknę czegoś, o co za nic w świecie nie chciałabym się nawet otrzeć w prawdziwym życiu. Odwracam ją - opis sprawia, że zaciekawienie bierze górę i pomimo nieprzyjemnego dreszczu niepokoju, przebiegającego po moim karku, otwieram ją i rozpoczynam czytanie. Myślałam, że byłam na to wszystko przygotowana, że dzięki posiadanej wiedzy, czego się mniej więcej mogę spodziewać, to mój odbiór jej będzie jakoś łatwiejszy. Jednak nie. Już po kilku pierwszych stronach siedziałam zszokowana, z jedną myślą przebiegającą mi przez głowę: “jeśli tak to się zaczyna, to boję się co będzie dalej…”. Drogi Czytelniku, jeśli masz słabe nerwy, dobrą wyobraźnię i ogólnie źle znosisz czytanie o okrucieństwie, to lepiej nie sięgaj po tę książkę, bo całe największe zło tego świata zostało w niej świetnie opisane. Im bardziej zagłębiałam się w treść, tym było bardziej szokująco. Bestialstwo ludzi ujęte na tych stronach bulwersowało swoją ohydą i domagało się zemsty. Ale może zbytnio wybiegłam naprzód i zacznę jednak od początku.
Historię otwiera nam moment wejścia dwóch detektywów na miejsce zbrodni. Zbrodni bezwzględnej, zbrodni bardziej niż zezwierzęconej… Mordu tak przerażającego, że odwracam swoje mentalne oczy od tej sceny. Dlaczego uważane za pobożne, starsze małżeństwo było tak bardzo maltretowane i zostało pozbawione życia w tak straszliwy sposób i to w swojej własnej piwnicy? Ale zaraz… dlaczego ta piwnica była… dźwiękoszczelna..? Wkraczający do akcji policjanci stają przed niesamowicie trudnym zadaniem - muszą odnaleźć zwyrodnialca, który dopuścił się tego czynu… Muszą poznać motyw, muszą dowiedzieć się “dlaczego” i ukarać sprawcę. Po tej scenie pojawiają się kolejne. W różnych częściach świata, w bardzo podobnym czasie, dochodzi do różnych w formie zabójstw, które łączą dwa kluczowe czynniki: pierwszy, to nieludzkie traktowanie ofiar przed śmiercią, a drugi, bardziej dosadny… to pewien symbol wypalany, lub wycinany ostrym narzędziem na ich piersiach.
Chociaż książkę czytało mi się bardzo dobrze (określenie “przyjemnie” nie byłoby na miejscu podczas czytania o brutalnych mordach), język w niej używany był płynny i lekki i ogólnie jestem zadowolona z lektury, to czegoś, nie do końca uchwytnego, zabrakło mi w tej powieści. Być może jakieś znaczenie miało tutaj to, że odnosiłam wrażenie ciągłego wprowadzania Czytelnika do fabuły, przez powtarzające się odnajdywanie kolejnych zwłok.
Jestem przyzwyczajona do tego, że w podobnych książkach zazwyczaj bywa tak: mamy na początku zbrodnię, poznajemy śledczych: dziennikarza, samozwańczego detektywa, czy jeszcze kogoś innego, kto będzie łącznikiem całej powieści, a my wraz z tym kimś, krok po kroku idziemy śladami mordercy. W “Paradygmacie zła” Autorka postanowiła odbiec od tego schematu, przedstawić nam różne oblicza zła przez opisanie kilku kolejnych historii, w rezultacie czego odczułam pewien rodzaj “zapętlenia”. Otrzymujemy opis zbrodni, poznajemy bohaterów- to kim są, co lubią, z kim się znają. Po czym akcja przenosi się znów gdzieś indziej i znów przeżywamy to samo, tylko z następnym opisem brutalnego mordu i z następnymi podstawowymi informacjami o kolejnych osobach prowadzących to kolejne śledztwo. Tak dzieje się przez zdecydowaną większość powieści, dlatego czułam się nieco zagubiona wrażeniem rozpoczynania i niejako porzucania fabuły. Tak jakbym otwierała kolejne książki i przerywała je po rozdziale. Nie mogłam się doczekać momentu, kiedy wszystkie te osobne zbrodnie zepną się jakoś w całość, kiedy odnajdzie się ich wspólny mianownik, poza oczywistymi podobieństwami - bestialstwem wykonania mordu i wspomnianym wcześniej znakiem wypalanym na ofiarach. Nie będę ukrywać, że do samego końca nie byłam pewna, czy taki łącznik się znajdzie i oczywiście też tego nie zdradzę. Uważam jedynie, że długo rozwijana fabuła miała w moim odczuciu zbyt szybkie zakończenie i nie jestem pewna czy dobrze to interpretuję, ale spodziewam się kolejnego tomu.
Miłośnikom gatunku szczerze polecam tę książkę. Krwawe opisy zbrodni i dylematy moralne jakie budzą się w Czytelniku po zakończeniu lektury, mogą sprowokować wiele ciekawych, ale i kontrowersyjnych rozmów. Autorce, jak mi się wydaje - miłośniczce słownych łamigłówek, gratuluję solidnego debiutu. Spędziłam z “Paradygmatem zła” naprawdę dobry czas, ale pozostałam po zakończeniu jej z wrażeniem niedosytu tej historii i liczę, że kiedyś będę miała okazję bliżej poznać zarysowanych bohaterów i być może do niektórych z nich móc się przywiązać. Powieść mocno angażuje uczucia Odbiorcy i zapewnia całą gamę emocji, a właśnie tego oczekuję od dobrej książki.