Kapitan Asger Sidort zostaje wysłany do swojego rodzinnego domu Na skałce. Spotyka się tam ze swoją matką, która dla wielu ludzi jest legendą. Niestety w jej oczach, kapitan jest nikim i nic nie znaczy. Na domiar złego, z miasta zostaje przysłany oddział, którym dowodzi major Syla. Bezwzględny typ, który ma za nic mieszkańców okolicznych wsi. Po jednej z napaści kapitan przeciwstawia mu się, w związku, z czym będzie musiał ponieść ogromne konsekwencje. A ostrzegał go i to nie raz pułkownik, aby trzymał swój niewyparzony język za zębami. Kolejny raz nie posłuchał, a ja kolejny raz przekonałam się, że Asger ma serca po bardzo właściwej stronie.
Magia zaczyna dochodzić do głosu. Coraz bardziej sobie poczyna i teraz na dwoje babka wróżyła. Czy to dobry znak? Czy jednak ludzie władający magią powinni bardziej uważać? Pewnie jak zawsze są dwie strony medalu. Ci, którzy chcą nie wypaść z łaski, podporządkują się nowej władzy, a ta skrzętnie ich umiejętności wykorzysta. Ci zaś, którzy wiedzą, że takie działania są krótkowzroczne, będą się chowali przed złymi spojrzeniami, a do siebie dopuszczą tylko ludzi prawych, którzy na to zasługują.
Wiele się wydziało w tej części. Ileż było zwrotów akcji, a ileż zdziwień?! Asger umiejętnie wykorzystuje swoją znajomość domu rodzinnego, co przyniesie mu i jego oddziałowi wiele korzyści, a nie raz i skórę uratuje. Niestety dla niego, Rebelia wygrywa, a dla takich jak on nie ma już miejsca. Jego życie zostaje kolejny raz zagrożone (w sumie, to nie wiadomo, czy da się zliczyć, ile razy był o krok od śmierci?). Jednakże nie można zapomnieć o jego największym wrogu. Generale Noredanie. To jest zło w czystej postaci. Gdybym wierzyła w diabły, to właśnie tak bym go sobie wyobrażała. Człowieka, który musi mieć, to co sobie upatrzył. Jeśli jednak jakimś cudem nie może tego mieć, to z wielką rozkoszą sprawi mu ból i to tak niewyobrażalny, że aż namacalny przez kartki książki. Jego spotkanie z Sidortem, po raz kolejny wywołało u mnie ciarki. Jak bardzo kibicowałam kapitanowi i jak bardzo cierpiałam razem z nim. Tu jednakże nie chcę czegokolwiek spojlerować, gdyż odsyłam Was do książki, abyście sami się przekonali, kto wyszedł z tej bitwy zwycięsko.
Na pewno jedną z najważniejszych podwalin kapitana i jego oddziału jest przyjaźń. Ileż razy Sidort mógł się przekonać, iż mając takich przyjaciół, może właściwie wszystko. Czym sobie zaskarbił tak bardzo tych ludzi i dlaczego stali przy nim niezłomnie, sami narażając się na śmierć? No właśnie. Aby to zrozumieć, trzeba przeczytać trylogię Opowieści Starych Drzew, do czego bardzo Was zachęcam, żałując tylko jednego. Szkoda, że już koniec i nie przeczytam dalej ich historii i nie poznam losów bohaterów, którzy tak bardzo zagościli w moim sercu.