Autor tego wyboru wierszy Lechonia, Wojciech Wencel, od razu we wstępie uderza w tony wysokie. Oto według niego samobójstwo Lechonia w 1956r., było ostatnim aktem dramatu II Rzeczypospolitej. Porównuje Wencel czyn Lechonia z postawą Cata-Mackiewicza, który właśnie w tym czasie zdecydował się wrócić z emigracji do kraju i pisze „Autor 'Rejtana' wybrał, mimo wszystko, bardziej godne rozwiązanie.” No tak, śmierć z honorem jest lepsza od życia... Ile razy tak można pisać...
A sama poezja Lechonia w wyborze Wencla jest w zdecydowanej większości nieznośnie anachroniczna i patetyczna. Odwołuje się poeta do XIX wieku: Mickiewicza, Słowackiego, Syrokomli i kogo tam jeszcze. Pisze Wencel: „Żurawie u studni, pasy słuckie, łowickie spódniczki, dobrze znane cytaty z romantycznych wieszczów, sceny z Grottgera i Malczewskiego, dzwony na Pasterkę, strzępy dawnych melodii i modlitw – wszystkie te rekwizyty, które pogrążyłyby mniej utalentowanego twórcę, w wierszach Lechonia odzyskiwały swój pierwotny sens, wywołując czułość dla ginącej ojczyzny.” No więc nie, żadnej czułości, raczej znudzenie wtórnością tej poezji, po co czytać Lechonia, lepiej Mickiewicza czy Słowackiego, którzy piszą o tym samym daleko lepiej. I jeszcze ten patetyczny trzynastozgłoskowiec, który się świetnie recytuje na głos, ale w większej dawce męczy. Pisze Lechoń w tym samym okresie co Leśmian, Miłosz czy Różewicz, ale jest od nich o lata świetlne oddalony. Tamta poezja chwyta za gardło, ta wywołuje wzruszenie ramion i znudzenie.
Do czasu, bo dopiero w ostatniej części zbioru mamy najlepsze wiersze Lechonia, nazwałbym je filozoficznymi i miłosnymi. Na przykład wiersz bez tytułu z 1924r.:
„Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Przez niebo rozgwieżdżone wpośród nocy czarnej
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała
Na wieczny smutek duszy wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia –
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci. ”
Albo wiersz 'Czerwone wino' z 1942r.:
„Bardzo wcześnie jest jesień. Coraz wcześniej słońce
Za jezioro z ołowiu w drżące spada trzciny.
Dzień jest po to, by sennie płynęły godziny,
A wieczór, by oglądać gwiazdy spadające.
Renoir chyba w sadzie pomalował śliwy,
Tak ich skórka zielona, a brzegiem liliowa,
I wszystko tu coś znaczy, tylko brak nam słowa.
Ach! jak tu odpowiedzieć, czy jestem szczęśliwy?
Jak nurek schodzi w mroki tajemniczych głębin,
Gdzie się przepych koralu bogato rozpina,
Tak ja wypijam wzrokiem czerwoność jarzębin
Lub próbuję wargami czerwonego wina.”
To jest poezja, która wciąż porusza, nie zestarzała się.
Tak więc w sumie mam wrażenia mieszane: część poezji Lechonia jest wciąż żywa, ale w tym zbiorze zbyt eksponuje się wiersze wtórne i anachroniczne.