Rok 1699, Południowa Karolina.
Dla Fount Royal, a zwłaszcza pana Bidwella miał być to przełomowy, złoty okres. Niestety miasto, w którego rozwój zainwestował oszczędności życia popada w ruinę. Domostwa palą się jedno za drugim, plaga robactwa zaatakowała plony, a dwoje mieszkańców zostało brutalnie zamordowanych i okaleczonych. Osadnicy, którzy przybyli zasiedlić miasteczko, czym prędzej uciekają z przeklętej ziemi, a wszystko to za sprawą… czarownicy.
Wydaje się, że jedynym co może uratować Fount Royal jest ogromny płonący stos. Do miasteczka zostaje wezwany sędzia, Isaac Woodward wraz ze swoim asystentem, Matthew, mających zbadać sprawę i wydać sprawiedliwy wyrok.
Tylko czy zdążą, zanim wszystko pochłonie ogień?
„Nie wystarczy kochać pieśni nocnego ptaka. Trzeba też kochać samego ptaka. A ostatecznie…. Człowiek musi się zakochać w samej nocy”.
„Zew nocnego ptaka” to zaledwie początek bogatej serii o przygodach Matthew Corbetta i im dalej zagłębiałam się w tę historię, tym bardziej czułam się zaintrygowana. Nie jest to jednak lekka lektura, i to nie tylko przez swoją pokaźną objętość (ponad 900 stron).
Muszę zaznaczyć, że nie jest to ani fantastyka, ani literatura grozy, to bardziej… powieść historyczna z bardzo delikatnymi elementami grozy.
Zachwyciła mnie kreacja głównego bohatera oraz jego przenikliwy umysł. Zawsze i w każdej sytuacji jego spostrzegawcze oko wyłapywało najmniejsze detale i z fanscynacją obserwowałam jego kolejne kroki w dochodzeniu.
Męczyły mnie jednak opisy, które ciągnęły się przez niezliczoną ilość stron. Każda podróż z punktu A do punktu B, każde pomieszczenie i każda rzecz musiały zostać skrupulatnie wyjaśnione. Momentami miałam wręcz déjà vu, że już to czytałam. Aczkolwiek dla osoby, która sięga po powieść właśnie po to, aby przenieść się do XVII wiecznych czasów i chciałaby dokładnie poznać życie prostych mieszkańców, ich relacje, trudy codzienności czy nawet architektury, będzie to książka idealna. Oczywiście najważniejszym wątkiem jest proces czarownicy i osobiście dla mnie był on w tym wszystkim najciekawszy. Jak również to, jak szybko osądzamy innych i jak niesamowitą nienawiść może wywoływać strach.
Powieść, choć delikatnie, zahacza o temat niewolnictwa. Bardzo żałuję, że nie został on bardziej rozbudowany, ale rozumiem, że stanowił on codzienność tamtych czasów, więc nie stanowił powodu dla głębszych rozmyślań głównego bohatera.
Pod względem języka jest po prostu pięknie. Rewelacyjnie napisana i równie rewelacyjnie przetłumaczona. Ogromnie podobał mi się kontrast między bogatymi, patetycznymi opisami, a wulgarnością prostych mieszkańców. Znalazło się nawet miejsce dla interesowności i przebiegłości skrywanej pod płaszczem wiary.
Słowem podsumowania. Uważam, że jest to świetnie napisana powieść historyczna z dobrze wykreowanym wątkiem kryminalnym. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się po nią sięgnąć, nieco poszerzyć horyzonty i wyjść ze swojej strefy komfortu, chociaż przez gigantyczną ilość opisów czytało mi się ciężko i momentami traciłam zainteresowanie. Jeśli jednak w Polsce ukażą się kolejne części cyklu najprawdopodobniej będę chciała je przeczytać.