Na spotkanie z lekturą tej książki, zdecydowałam się niedługo po tym, jak dowiedziałam się, że jej ekranizacja, zdobyła aż osiem nominacji do Oskara. Nie mam zielonego pojęcia, czego się po niej spodziewałam i dlaczego nastawiłam się do niej z promieniującym zewsząd entuzjazmem. Miałam nadzieję, że spotkam się z niebanalną historią, która wzbudzi we mnie wiele pozytywnych emocji i sprawi, że będę o niej myśleć przez kolejnych kilka dni. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie inna i przez większość trwania powieści, liczyłam strony, które pozostały mi do jej zakończenia. Nie będę jednak wyprzedzać faktów i skupię się na krótkim przybliżeniu fabuły.
Pat to trzydziestoczteroletni mężczyzna, który wraca do domu po kilkuletnim pobycie w zakładzie psychiatrycznym. Główny bohater z uporem maniaka oddaje się ćwiczeniom, które mają mu pomóc w ponownym zejściu się z żoną. Nikt z rodziny nie wierzy w szczęśliwe zakończenie tej sytuacji i robią wszystko, aby załagodzić nieco całość zaistniałej sytuacji. W praktyce okazuje się bowiem, że wszystkie czynności, których podejmuje trzydziestolatek, posiadają ścisły związek z jego ukochaną, a każda próba uświadomienia mu, że związek z Nikki już dawno przeszedł do historii, się otwartą kłótnią i kolejnymi minutami, które spędza on w swojej prywatnej siłowni. Jak dalej potoczą się losy tego mężczyzny? Czy uda mi się uratować swoją miłość, a może w jego życiu pojawi się ktoś trzeci? Jakie niespodzianki czekają na niego po kolacji spędzonej u przyjaciela?
Nie będę ukrywać, że "Poradnik pozytywnego myślenia" to powieść, która strasznie mnie rozczarowała. Zdaję sobie sprawę z mojej surowości i niezadowolenia, jednak Matthew Quick nie pozostawił mi żadnej alternatywy, który skłoniłaby mnie do złagodzenia swojego niezadowolenia. Podczas spotkania z lekturą tej książki, miałam wrażenie, że pierwsze skrzypce odgrywa w niej football amerykański i ciągłe kibicowanie Orłom. Ilekroć starałam się wciągnąć w opowiadaną przez Pata historię i zbliżałam się do momentu, w którym zaczynałam odczuwać przyjemność z obcowania z dziełem amerykańskiego pisarza, tylekroć doświadczałam bolesnego zawodu. Naprawdę jestem w stanie zrozumieć, że bohaterowie tego utworu byli prawdziwymi fanami tego sportu i jak najlepiej starali się wspierać swoich ulubionych zawodników, ale czy musiało to zostać aż tak wyeksponowane? Czy nie lepiej byłoby sięgnąć po odrobinę rozsądku i pozbawić tę powieść kilku zbędnych okrzyków na cześć Orłów? Powiem szczerze, że sama zrobiłabym to bez zbędnych wyrzutów sumienia. Jestem pewna, że wtedy ta książka zyskałaby na wartości, a czytelnik miałby szansę na całościowe skupienie się na poznawanym tekście. Czy nie okazałoby się to dużo bardziej korzystne?
Nie mogę jednak powiedzieć, że historia stworzona przez Matthew Quicka jest całkowicie bezwartościowa i nie zasługuje od Moli Książkowych na odrobinę uwagi. Do tej pory zastanawiam się nad wydarzeniami, które przyczyniły się do umieszczenia Pata w zakładzie psychiatrycznym. Jestem strasznie ciekawa, czy na miejscu głównego bohatera zachowywałabym się podobnie, a może poszłabym po rozum do głowy i zmieniłabym swoje postępowanie. Mam wrażenie, że trzydziestolatek został wykreowany na człowieka, który zachowuje się niczym kilkuletnie dziecko i nie przyjmuje do wiadomości, że nie wszystko w życiu jest proste. Podczas obcowania z lekturą tej książki, podziwiałam tego mężczyznę za drzemiący w nim optymizm i samozaparcie w dążeniu do wyznaczonego sobie celu. Jestem świadoma tego, że spory był w tym udział stan psychiczny, w którym znajdował się narrator tej pozycji literackiej. Sama nie wiem, czy w ostateczności go polubiłam, czy też pozostał mi całkowicie obojętny. Ciekawą postacią była za to osoba Tiffany, która podobnie jak Pat, przeżyła w swoim życiu naprawdę lepiej i przebywała pod stałym nadzorem najbliżej rodziny. Obcowanie z tą parą stanowiło dla mnie naprawdę miłe doświadczenie i wiele bym oddała, aby dużo częściej mieć do czynienia z tak dopracowanymi portretami psychologicznymi bohaterów.
"Poradnik pozytywnego myślenia" to książka, której nie da się jednoznacznie sklasyfikować. W dalszym ciągu nie jestem pewna, czy podobała mi się lektura tej powieści i czy chciałabym ją polecić innym. Najlepiej będzie jeśli zdecydujecie o tym samodzielnie. Osobiście już nigdy więcej do niej nie powrócę, a wszystko przez nieszczęsny football i pojawiające się co rusz skandowanie. W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że autor zdecydował się na tego typu zagranie. Istnieje cień szansy, że miało ono służyć jakiemuś większemu celowi, które nie udało mi się odkryć i należycie docenić. Podobnie jest zresztą ze zwiastunem filmu, który został nakręcony na podstawie tej lektury. Zdaję sobie sprawę z tego, że być może nie oddaje on całego uroku ekranizacji, jednak po kilkukrotnym zapoznaniu się z jego treścią, stwierdziłam, że wcale mnie do niej nie ciągnie. Zapewne obejrzę ją za jakiś czas i wtedy wyrobię sobie zdanie na temat tej produkcji. Trzymam kciuki za to, aby okazała się ona dużo ciekawsze, niż jej pierwowzór. Muszę przyznać, że byłabym tym faktem bardzo usatysfakcjonowana!
Wydawnictwo Otwarte, marzec 2013
ISBN: 978-83-7515-264-7
Liczba stron: 380
Ocena: 6/10