Proza Marii Nurowskiej zawsze poruszała mnie do głębi. To jedna z moich ulubionych pisarek choć jej książki nie należą do lekkich, łatwych i przyjemnych. Przywodzą mi na myśl ciągłe rozdrapywanie ran, ran które nigdy się nie zabliźnią, bo mimo iż tak bardzo staramy się tego nie dostrzegać to świat ciągle pełen jest okrucieństwa.
„Postscriptum” to książka nie tylko o drugiej wojnie światowej. Ukazuje także polski antysemityzm, czyli coś co wolelibyśmy wyprzeć ze świadomości, o potrzebie posiadania własnych korzeni i przynależności do narodu, a także o tym co się dzieje gdy nagle to wszystko tracimy. Jest to historia Anny Łazarskiej – znakomitej skrzypaczki, która nagle dowiaduje się, że nie jest tą osobą, za którą się dotychczas uważała. Z przypadkowo odnalezionych zapisków jej ojca, a raczej opiekuna, wyłania się historia tak przerażająca, że aż nierealna. A jednak wojna napisała nie jeden tragiczny scenariusz. Anna – Miriam nie radzi sobie z prawdą na swój temat. Zatajenia prawdy nie może też wybaczyć Witoldowi Łazarskiemu. Dopiero oddalenie od opiekuna i od Polski pozwala jej nabrać dystansu i jest gotowa na powrót. Czy to się uda?
Czytając takie książki zastanawiam się co musi stać się z ludzką psychiką żeby przestać dostrzegać człowieka w drugim człowieku, żeby być zdolnym do czynów niegodnych ludzkości. Niestety pisząc te słowa mam na myśli nie tylko Niemców, ale i nas Polaków. O antysemityzmie w naszym kraju nigdy się nie mówiło. Temat niewygodny. W swoim okrucieństwie wiele nie różniliśmy się od hitlerowców. Niezależnie od tego kto był katem, ofiarą był człowiek. Było mi wstyd czytając tę książkę. Wielokrotnie miałam ochotę zamknąć ją i odłożyć na półkę. Nie sądziłam, że polska nienawiść do Żydów była aż tak rozległa. Przypomniała mi się historia dawno temu opowiadana przez moją niestety już nie żyjącą babcię. Rzecz działa się jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej. Babcia – wtedy młodziutka dziewczyna wybrała się z dwoma koleżankami na spacer i po drodze wstąpiły do sklepiku kupić sobie coś do jedzenia. Wyszły radosne i uśmiechnięte. Nie przyszło im do głowy, że właśnie zrobiły coś złego. Pech chciał, że ktoś uwiecznił je na zdjęciu, które znalazło się w lokalnej gazecie z podpisem „Te trzy świnki kupowały u Żyda”. Miały spore nieprzyjemności w szkole.
recenzja pochodzi z mojego bloga
http://sladami-ksiazki.blogspot.com/