Elektryczne perły recenzja

Poznań: Warszawa - w tym przypadku 1:0 ("Bogini z labradoru" i "Elektryczne perły")

Autor: @Aleksy_K ·4 minuty
2011-10-31
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!
Serię książek o przygodach komisarza Drwęckiego, a przynajmniej trzy kryminały dostępne w wielopaku - "Magnetyzer", "Bogini z labradoru" i "Elektryczne perły" - postanawiam czytać w porządku odwrotnym do chronologicznego: zaczynam lekturę od najnowszej, czyli "Eletrycznych pereł" właśnie. Była to bardzo dobra decyzja, ponieważ o ile ta część ma w sobie pewną dozę uroku, wciąga i budzi sympatię do bohaterów, to kolejna - kolejna w kolejności odwrotnej - "Bogini z labradoru" jest już nieporównywalnie gorsza. Do tego stopnia, że po "Magnetyzera" nie mam już ochoty sięgać.

Akcja serii rozgrywa się w Polsce czasów międzywojnia. Głównie ten fakt skłonił mnie do lektury. W "Elektrycznych perłach" narrator malowniczo i dokładnie opisuje ówczesne realia, przez co książka zyskuje wartość w jakimś stopniu poznawczo- historyczną; wierzę bowiem, że autor pracowicie sięgał do źródeł, dokumentów i świadectw przeszłości, aby oddać klimat końca lat dwudziestych w Waszawie i w Poznaniu. Główny bohater, nadkomisarz Jerzy Drwęcki, weteran walk o Lwów oraz wojny polsko- bolszewickiej, świeżo upieczony małżonek, mężczyzna sympatyczny, choć nieco bezbarwny, pozostaje gdzieś z boku, aby na pierwszy plan wysunęli się bohaterowie wzorowani na postaciach autentycznych. Mowa, o przedwojennej literackiej bohemie: Francu Fiszerze, Julianie Tuwimie, Tadeuszu Boyu-Żeleńskim, a także Stanisławie Przybyszewskiej i in. Intryga kryminalna zawiązana jest właśnie wokół tego kręgu. Drwęcki, odsunięty od służbowych obowiązków, prowadzi nieoficjalne śledztwo w sprawie tajemniczego autora groźnych listów do córki Przybyszewskiego. Do każdej wiadomości, złoczyńca dołącza perłę wytopioną z ludzkich kości... Brzmi dla niektórych tajemniczo i zachęcająco, jednak przyznać trzeba, że przesadnej aury zagadkowości i modernizmu tutaj nie ma. Śledztwo toczy się powoli, trochę opornie, a na pierwszy plan wysuwają się prywatne perypetie bohaterów, anegdotki, pogawędki i wspomnienia. Drwęcki zostaje oddelegowany do Poznania na Powszechną Wystawę Krajową. Zamieszkuje u kolegi po fachu, który nie może sobie poradzić z zakochaną młodszą siostrą, narzeczoną i z własną przeszłością. Pojawiają się także postaci z powieści wcześniejszych: wesoła, sympatyczna żona Drwęckiego - Maria, energiczna babcia Irena czy nieco grotesowy wujaszek Hiacyntus, powstaniec styczniowy. Czytając wpierw część ostatnią, poznaję ich po raz pierwszy, i przyjemnie zastanawiać się: "co też działo się z nimi wcześniej?"

Niestety, okazuje się, że im wcześniej, tym gorzej. W "Bogini z labradoru" są oni już (a raczej: jeszcze ;)) sztampowi, papierowi i coraz bardziej zniechęcający. Maria jawi się jako przesłodzona, nieco głupawa i banalna panienka, babcia Irena to wcielenie konserwatyzmu i religijnego fanatyzmu, z rozdziału na rozdział coraz bardziej irytujące; nie wspominając o samym Drwęckim, który z bohatera przeciętniackiego i cichego, a jednak przy tym sympatycznego, staje się typem ponurym, burkliwym i drewnianym. W "Bogini z labradoru" nadkomisarz usiłuje rozpracować groźną sektę okultystyczną. Wątek kryminalny jest o wiele wyraźniej wyeksponowany niż w "Elektrycznych perłach", rozgrywa się szybciej i sprawniej. Jednak przez to... cała powieść wydaje się być bardziej płytka i paradoksalnie mniej wciągająca. Drwęcki systematycznie rozwiązuje zagadkę, której finał, nota bene, okazuje się, jak dla mnie, zbyt prosty. Jakby pisane było, byle tylko dociągnąć do końca, rozdzialik po rozdzialiku, do tych 300 czy iluś tam stron. Znów mamy autentycznych literatów - Witkacy i Gombrowicz! - ale za mało, za krótko, raczej dla napędzenia akcji, a nie, jak to było w "Elektrycznych..." dla chwytu i dla swego rodzaju literackiej frajdy. Do tego Drwęcki snuje wspomnienia z walk o Lwów. Wątek ponury, ciężki, a tu potraktowany (tak wyszło) pobieżnie, jakby na siłę brutalnie - "patrz czytelniku, my tu hi hi hi, ha ha ha, ale aby książka się sprzedała, należy dodać odpowiednią ilość krwi i brudu, bo film amerykański nie obejdzie się bez pościgu samochodów, a powieść historyczna bez nachalnego epatowania przemocą - nie waż się o tym zapomnieć".

Generalnie: "Elektryczne perły" to kryminał przyjemny, zabawny i godny polecenia. Niespieszna intryga oraz pełne ciepłego humoru wątki obyczajowe czynią z książki lekturę wartą przeczytania. Da się przymknąć oko na pewne niedociągnięcia, niewprawność w opisie scen erotycznych czy skłonność do nostalgicznych historyjek na granicy spiskowej teorii dziejów. Problemy polsko- polskie nakreślone w powieści wciąż są aktualne, a ponieważ przedstawione z dystansem i humorem, zabawa jest przednia.

Natomiast "Bogini z labradoru" to pozycja nudnawa, sztampowa (główny bohater, który poprzez rozwikłanie sprawy pokonuje własne lęki i rozprawia się z przeszłością...). Gdyby została napisania PO "Elektrycznych perłach", można by uznać, że autor osiadł na laurach i pióro mu się stępiło. Ale ponieważ to właśnie "Elektryczne perły" są książką ostatnią, większe prawdopodobieństwo, że pisarz rozwinął skrzydła i że będzie coraz lepiej. Tak więc, niewymagający czytelnicy mogą zabrać się za cały cykl z myślą, że im bliżej końca, tym będzie jeszcze ciekawiej. A dla niektórych lepiej będzie cieszyć się lekturą "Elektrycznych..." nie narażając się na zniesmaczenie poprzez sięgnięcie po "Boginię...". O "Magnetyzerze" nic nie mogę powiedzieć. Może jeszcze kiedyś postanowię dać szansę nadkomisarzowi Drwęckiemu, a wtedy okaże się, czy talent autora sukcesywnie ewoluował, czy raczej po prostu spotkał go zastój przy drugiej książce cyklu.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2011-10-15
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Elektryczne perły
2 wydania
Elektryczne perły
Konrad T. Lewandowski
7.9/10

"Po przejściu prądu przez kości może dojść do topienia się fosforanu wapnia i równoczesnego wyparowania z nich wody, przy czym tworzą się tzw. perły różnej wielkości, koliste i owalne, twory zbite, tw...

Komentarze
Elektryczne perły
2 wydania
Elektryczne perły
Konrad T. Lewandowski
7.9/10
"Po przejściu prądu przez kości może dojść do topienia się fosforanu wapnia i równoczesnego wyparowania z nich wody, przy czym tworzą się tzw. perły różnej wielkości, koliste i owalne, twory zbite, tw...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @Aleksy_K

Odlot dzikich gęsi
Ech...

No i co począć z takimi książkami? Takimi powieściami? Temat ciężki, wydawnictwo nobliwe, okładka porządna i cała oprawa niczego sobie. Tylko dzięki tej oprawie książka z...

Recenzja książki Odlot dzikich gęsi
Cheri
To, co każdy mężczyzna wiedzieć powinien

W literaturze wciąż snuje się nudny jak flaki z olejem wątek: ona młoda, niewinna i piękna, on - stary, czy tam: w średnim wieku, inteligentny i nieco zblazowany, ale doc...

Recenzja książki Cheri

Nowe recenzje

Kolacja z Tiffanym
Kolacja z Tiffanym.
@Malwi:

Książka "Kolacja z Tiffanym" autorstwa Agnieszki Lingas-Łoniewskiej to propozycja dla miłośników lekkich, zabawnych i n...

Recenzja książki Kolacja z Tiffanym
Jeleni sztylet
Jeleni sztylet
@snieznooka:

Mawia się, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale kiedy widzi się takie wydania, jak „Jeleni sztylet” autor...

Recenzja książki Jeleni sztylet
Nuvole bianche. Białe chmury
Białe chmury
@snieznooka:

„Nuvole Bianche. Białe Chmury” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Adrianny Ratajczak, niezbyt często sięgam po ks...

Recenzja książki Nuvole bianche. Białe chmury
© 2007 - 2024 nakanapie.pl