Z wielkim entuzjazmem zabrałam się za lekturę książki Vladimira Nabokowa "Pnin". Spodziewałam się bowiem literackiej perełki. Może dla innych Czytelników lektura tej książki była ucztą literacką, lecz nie dla mnie. Po dobrym początku, gdzie Pnin podróżuje nie w tym pociągu co trzeba, gubi walizkę i ma niewłaściwy referat w kieszeni, akcja mocno spowolniła, a lektura stała się nużąca. Mój początkowy entuzjazm rozwiał się się jak wiatr, a pozostało nieprzyjemne uczucie nudy.
Nasz bohater Timofiej Pnin pochodził z szanowanej, zamożnej rodziny petersburskiej. Jego życiorys jest bardzo bogaty: służył w Białej Gwardii, potem pracował w Biurze Wywiadu Wojskowego, uciekł z Krymu przed bolszewikami do Konstantynopola, skończył studia uniwersyteckie w Pradze. Los rzucił go do Francji, w Paryżu mieszkał 15 lat. Na początku wojny hitlerowskiej porzucił Francję i wyjechał do Ameryki, tam przyznano mu obywatelstwo.
Pnin jest mężczyzną po 50., nauczycielem akademickim na podrzędnym uniwersytecie, w spokojnej mieścinie Wandal. Nie jest specjalnie lubiany w środowisku akademickim, a jeden z profesorów mawia:
"Pnin nie powinien się zbliżać nawet na kilometr do jakiejkolwiek uczelni amerykańskiej".
Nasz bohater żyje jednak w swoim pninowym świecie, gdzie przedmioty martwe nie ułatwiają mu życia i toczy z nimi wieczną wojnę, i gdzie napadają go dziwne ataki lęku i paniki - atakują go różne, amerykańskie zagrożenia. Uważał bowiem, że Ameryka jest nieobliczalna i chce go złapać w różne sieci diabelskich pułapek.
"Język angielski stanowił dla Pnina rodzaj szczególnego zagrożenia"
Profesor nadzwyczajny Timofiej Pnin zmieniał co semestr miejsce zamieszkania, bo szukał tylko jednego: błogosławionego spokoju. Przeszkadzało mu skrzypienie drzwi, puszczana woda w łazience wydawała mu się huczącym wodospadem, a zapalone światło, wpadające przez szparę drzwi jego pokoju, ognistą kulą, kłującą w oczy.
Pnin to postać pełna sprzeczności. Z jednej strony reprezentuje staroświecki wdzięk, ale jest też mrukliwy, staromodny, pozbawiony poczucia humoru, oschły, ślamazarny, niezgrabny i sztywny. W niektórych sytuacjach potrafi jednak przeistoczyć się w zwinnego, pełnego polotu, spostrzegawczego i błyskotliwego mężczyznę.
Mimo ślamazarnie toczącej się fabuły, która dla mnie była nużąca, miałam momenty zachwytu nad kwiecistym, plastycznym językiem powieści. Książka jednak nie wzbudziła we mnie większych emocji. Opisy różnych profesorów i dziekanów, spotkań Rosjan na emigracji, ich dyskusji o literaturze, jakoś mnie zbytnio nie zaangażowały.
Dla mnie, zwykłego czytelnika, ot zwyczajna lektura.