Przyznaję się bez bicia – jestem historyczną ignorantką. Przez gimnazjum i szkołę średnią, owszem uczyłam się historii, ale stosowałam znaną metodę trzech Z – Zakuj, Zdaj , Zapomnij. Nie poszerzałam horyzontów ani nie wyszukiwałam ciekawostek. Kojarzę podstawowe daty, ale i tu mam czasem problem z prawidłowym przyporządkowaniem. Książki historyczne? Omijałam szerokim łukiem, gdyż kojarzyły mi się zbyt bardzo z Sienkiewiczowskimi dziełami. Dlatego ignorantką byłam i jestem.
Czasem wystarczy trafić na odpowiedni temat ujęty w zajmujący sposób. Innym razem wystarczy przeczytać historię, która zrzuca z nas zasłonę nieświadomości i uwrażliwia na wiele kwestii. Tak stało się ze mną, gdy otworzyłam pierwsze strony biografii, która wyszła spod pióra dziennikarki Laury Hillenbrand.
Od pierwszych stron widać, że autorka nie tylko spisała dzieje słynnego lekkoatlety i żołnierza, ale i włożyła wiele pracy, by czytelnik mógł cofnąć się w czasie i wraz z bohaterem poruszać się po świecie w czasie II Wojny Światowej. Laicy tacy jak ja, poznają strona po stronie realia wojny, przyglądają się wnętrzu samolotów i próbują wcelować pocisk w nieprzyjaciela. Przez całą książkę przewijają się dokładne opisy maszyn, obozów jenieckich oraz podróży, którą odbył Zamperini. Pisarka pisze na tyle swobodnie i prosto, że w bardzo łatwy sposób możemy „wsiąknąć” w lekturę.
Co jakiś czas, amerykańska autorka przybliża losy przyjaciół młodego mężczyzny, przytacza także wiele faktów historycznych. I mimo że były to zestawienia danych, które można przeczytać w wielu publikacjach z tej tematyki, w tym kontekście robiły ogromne wrażenie. Początkowo bałam się, że Hillenbard obierze jedną z dróg, które mogłyby negatywnie wpłynąć na odbiór tak fascynującej biografii. Mogła zbyt mocno zaangażować się w opisywaną historię, zapomnieć o obiektywizmie i w wielu miejscach zdradzać towarzyszące jej uczucia. Mogła, ale na całe szczęście dzieje Zamperiniego spisała z dużą dozą dystansu. Mogła także pójść w zupełnie przeciwną stronę, skupiając się na faktach, skomplikowanych opisach pełnych niezrozumiałego, militarnego żargonu, zanudzając w ten sposób czytelników. Nie wybrała i tej drogi, z czego, drodzy czytelnicy, możecie się cieszyć. Hillenbrad stworzyła pasjonującą opowieść, która porywa, wciąga i zmusza nas do przekręcania kolejnych kartek. Wstawki z opisami realiów są krótkie i w taki sposób wtrącone, by historia nadal płynęła i nie zacinała się jak nienaoliwiony zamek.
Styl pisarki jest bardzo lekki, nie nuży i nie usypia. Pani Laura potrafiła skomponować potrawę, gdzie wszystkie składniki znajdują się w idealnych proporcjach. Dostajemy więc na talerzu mnóstwo emocji, od cierpienia poprzez nienawiść, kończąc na miłości, porcję faktów i przygodę. Choć przygoda, to może nie do końca dobre słowo, gdyż w tym przypadku obejmuje samotną walkę na ocenia, wiele niebezpiecznych lotów oraz pobyt w obozach jenieckich, gdzie brutalność, poniżanie i znęcanie się były na porządku dziennym.
Drodzy czytelnicy, gdy wkroczycie w świat Zamperiniego zdacie sobie sprawę, że obozy przetrwania to pestka, a wiara w życie, miłość i bliskich może sprawić, że wytrwacie najgorsze chwile. Mimo że na rynku nie brakuje pasjonujących biografii i wspomnień, ta jedna wyróżnia się niezwykłą wolą walki, którą czuć w każdym rozdziale i każdym słowie.
Jaka była droga Zamperiniego, by wreszcie poczuć wolność, przekonajcie się sami, siadając w fotelu i biorąc w dłonie „Niezłomnego”.