W ten sposób wyraził się jeden z ocalałych, Hersz Cukerman.
Swoimi tragicznymi doświadczeniami dzieli się człowiek, który poznał co to prawdziwe piekło na ziemi. Miejsce, z którego nie było ucieczki, lecz naszemu bohaterowi udało się zbiec podczas powstania 14 października 1943 roku. Diariusz dokumentuje wolę walki i pragnienie przetrwania; broni się autentycznością i siłą przekazu.
Thomas Toivi Blatt jest polskim Żydem z lubelskiego, w chwili wybuchu II wojny światowej miał dwanaście lat. Cztery lata później, wraz z najbliższymi został deportowany do obozu zagłady w Sobiborze. Jego rodzice i brat zginęli w komorze gazowej.
Na czym polegała operacja ''dożynki"?
Autor pisze o poczuciu niezrozumienia, gdy wielu więźniów obozu Auschwitz sugerowało mu, że w opisie przeżyć ma bujną wyobraźnię. I że nigdy nie słyszeli o Sobiborze. Lecz jego świadectwo jest wartościowe i zarazem pouczające, bowiem lektura stanowi przestrogę. Ostrzeżenie przed dzieleniem ludzi na lepszych i gorszych i pogardą wobec drugiego, często słabszego człowieka.
Byt ośrodka zagłady datuje się na 1942 i 1943 roku; powstał w ramach akcji Reinhardt (kryptonim akcji mordowania ludności żydowskiej, przewodził jej Odilo Globocnik). Miejsce powstało przy linii kolejowej Chełm-Włodawa, na zachód od stacji Sobibór. Dotyczyło to Żydów z powiatów: chełmskiego, hrubieszowskiego, krasnostawskiego, puławskiego, zamojskiego. Czyli głównie z dystryktu lubelskiego Generalnego Gubernatorstwa. Decyzja co do ich losów zapadła już podczas konferencji w Wannsee w styczniu 1942 roku. Ofiary zbrodniczej polityki Adolfa Hitlera eksterminowano w komorach gazowych przy zastosowaniu gazów spalinowych. Liczbę zamordowanych szacowało się na 250 tysięcy. Jednak z badań Roberta Kuwałka wynika, że dane te były zawyżone. Historyk podaje, że wartość ta oscyluje wokół 170-180 tys.
Thomas Toivi Blatt jest sumienny i dokładny, stara się oddać jak najwięcej szczegółów na temat mechanizmów zła. Co zrozumiałe, przemawia przez niego ból i gorycz. Precyzyjnie lokalizuje miejsce kaźni, ma świetną pamięć. Nie są to wymysły pisarza niemającego pojęcia o realiach wojennych i obozach koncentracyjnych. Są to dzieje człowieka bezpośrednio doświadczającego skutków wynaturzonego planu niemieckiego dyktatora.
Na uznanie zasługuje również determinacja w dbaniu o to, aby notatki zachowały się dla przyszłych pokoleń. Mężczyźnie udało się odtworzyć 40 procent ich zawartości.
Treść dostarcza nam multum emocji, szczególnie gdy bezczelnie powiela się kłamstwa o polskich obozach śmierci i kiedy z ust polityków słyszymy, że ten wyniszczający konflikt wybuchł z powodu złego słowa.
Przeczytałam w ciągu kilku godzin.