Poprzednie książki z trylogii Bogactwo i grzech były dobre, ale nie na tyle, by mnie wyrwały z fotela. Choć trzeba przyznać, że tom drugi był już znacznie lepszy. Przyszła w końcu pora, bym rozprawiła się z tomem ostatnim, czyli Rozkoszami grzechu. Tak, wiem, tytuł może nie dla każdego będzie dobry, ale słuchajcie - to, co znajduje się w środku, to istna bomba.
Nie będę przedstawiać Wam, o czym dokładnie jest ta książka, ponieważ mógłby to być spoiler - tego nie chcemy. Po prostu jest to bezpośrednia kontynuacja poprzednich części. Pozwolę sobie jednak krótko przedstawić, czego dotyczy cała trylogia. Od zawsze utrzymuje się, że Riscoffowie nie mogą mieć żadnych związków z członkami rodziny Gable’ów. Po prostu nie miałoby to racji bytu, a nawet mogłoby skończyć się źle. Kiedy Whitney i Lincoln zaczynają czuć do siebie coś więcej, niż zwykłą sympatię, wszystko zaczyna się komplikować. Zmarły mąż kobiety wciąż miesza w ich życiu, a na jaw wychodzą kolejne niepokojące tajemnice. Czy burzliwa historia tych dwojga znajdzie w końcu szczęśliwe zakończenie? Czy może ta relacja jest skazana na porażkę?
O głównych bohaterach nie będę się rozpisywać, ponieważ nie mam na ich temat do powiedzenia nic nowego. A nie, jednak mam. Whitney zaimponowała mi pewną decyzją, którą podjęła pod wpływem chwili i kolejnych oskarżeń. Nie dość, że byłam zszokowana, tym co dzieje się dookoła, to jeszcze Whitney pokazała taką klasę! Jestem zachwycona i ogromnie cieszę się, że autorka właśnie w taki sposób pokierowała tą bohaterką.
Skoro już wspomniałam, to pociągnę ten temat dalej. Zanim zaczęłam tę część, miałam pewne obawy. Bo co, jeśli autorka spowolni akcję, by podomykać wszystkie zaczęte wątki na spokojnie? Nawet nie wiecie, jak bardzo się pomyliłam w tej kwestii. Powieść Rozkosze grzechu sprawiła, że już na początku zapomniałam, jak się nazywam. Działo się tyle, że nie nadążałam z przewracaniem kolejnych stron. Nie dość, że sama historia Whitney i Lincolna mnie przyciągała, to jeszcze Meghan March zaserwowała swoim czytelnikom tutaj istny roller coaster emocjonalny. Gdy już miało robić się spokojnie, autorka wychodziła z kolejnym zwrotem akcji. Jeśli to nie jest dobre pisanie książek, to ja nie wiem, czym ono jest.
Nie będę Wam zdradzać, co konkretnie się tutaj działo, ponieważ nie chciałabym odebrać Wam tej ogromnej przyjemności z poznawania tego zakończenia. Musicie jednak wiedzieć jedno: bez uspokajającej melisski się nie obejdzie – te emocje nie dadzą się poskromić inaczej. Tak duża liczba plot twistów ma też jedną wadę: w pewnym momencie może po prostu zmęczyć czytelnika. Dlatego też nie wiem, czy nie lepszym rozwiązaniem nie byłoby rozpisanie tej części, by pewne wydarzenia nie następowały od razu po sobie. Jest to jednak tylko moje spostrzeżenie i jeżeli innym to nie przeszkadza – bardzo się cieszę.
Trzeci tom, jak i właściwie cała ta trylogia jest zdecydowanie godna polecenia. Nawet jeśli pierwsza część nie przypadnie Wam za bardzo do gustu, to warto dać tym książkom drugą szansę. Jestem absolutnie zafascynowana talentem tej autorki i zdecydowanie będę sięgać po inne jej powieści. No, a jeśli ktoś z Was poszukuje dobrego romansu, w którym nie zabraknie rosnącego napięcia, to musicie poznać historię Whitney i Lincolna - współczesnych Romea i Julii.