Czytając książkę zastanawiałam się, jakim cudem uda mi się napisać recenzję. Czemu? Bo nie mam pojęcia, jak ocenić „Rycerza Kielichów” pana Piekary. Gdybym stosowała dziesięciopunktową skalę, jak niektórzy recenzenci, dałabym i dwójkę, i ósemkę.
Z autorem, znanym przede wszystkim z opowiadań o Inkwizytorze, spotkałam się już niejednokrotnie i uważam, że pisze on naprawdę dobrze, dlatego tę pozycję wzięłam właściwie w ciemno. Później, zaintrygowana opisem, sięgnęłam po nią mimo, że mam dwie półki pełne nie przeczytanych książek.
Główny bohater, zmierzając do pracy, której szczerze nie znosi, słyszy głos dziewczyny. „Mogę śnić dla ciebie” – mówi. Wkrótce potem zaczyna się jego przygoda – we śnie staje się lordem żyjącym w średniowiecznym świecie zamków, smoków, a także układów, zdrajców i wrogów. Okazuje się, że wyplątać się ze wszystkiego wcale nie będzie łatwo…
„Dlaczego ten mój cholerny sen ma dla kogokolwiek znaczenie?! (…) Bo to wcale nie jest sen.”
Prawda, że niezły pomysł na powieść? Czytelnik na początku czuje się niesamowicie zaintrygowany i zadaje pytanie – o co w tym wszystkim właściwie chodzi? Książkę czyta się naprawdę szybko (co uznaję za duży plus), więc niecierpliwiąc się, przerzucałam kolejne strony, by dowiedzieć się, jak potoczą się sprawy.
A toczyły się… różnie. Pierwszy raz zetknęłam się z tak niewyrównaną książką. Miejscami wstrzymuje się oddech i jest się pod wielkim wrażeniem, a za chwilę ma się ochotę ją odłożyć. Albo najlepiej wysłać na drugi koniec Polski. Mam wrażenie, jakby autor potraktował tę książkę po macoszemu – wygląda, jakby pisano ją bez poświęcenia należytej uwagi, na szybko. Uważam, że Piekara mógłby się spisać znacznie lepiej.
Przeszkadzały mi niedopracowane postaci, zwłaszcza główny bohater zachowywał się dość dziwnie, przez co narracja pierwszoosobowa, zabieg, z którym powinno się postępować nad wyraz ostrożnie, wypadła kiepsko. Mnóstwo pytań, zadawanych przez głównego bohatera samemu sobie przeszkadza w odbiorze, zazwyczaj tworzą tylko mętlik, gdyż w większości nie znajdziemy na nie odpowiedzi. Zdenerwowała mnie postać Yanny, niepotrzebnie stworzona w bardzo wulgarny sposób. Dodatkowo język postaci ze średniowiecza w ogóle nie był stylizowany, a bohaterowie z XXI wieku wyróżniali się tylko tym, że klęli okrutnie.
Z każdą następną stroną w książce coraz mniej opisu świata rzeczywistego, a coraz więcej snu, co również jest moim zdaniem wadą ze względu na problemy, z jakimi bohater zetknął się w rzeczywistym świecie. Wyglądało to tak, jakby autor poszedł na łatwiznę i wykluczył ten wątek, skupiając się na świecie ze snów.
Co mi się podobało? Niektóre zaskakujące momenty. Chwile, w których unosiłam brwi i czytałam kilka linijek ponownie, nie chcąc uwierzyć, że właśnie coś takiego się stało. Dla tych momentów warto było sięgnąć po tę książkę.
Generalnie bez fajerwerków, niemniej czyta się naprawdę lekko i zwykle przyjemnie. Czy polecam tę książkę? Jeśli chcecie, spróbujcie, ale na własną odpowiedzialność.