Jesús Sánchez Adalid jest hiszpańskim pisarzem książek o tematyce historycznej. Pracował jako sędzia, studiował także filozofię i teologię jednocześnie. Ukończył prawo kanoniczne na Uniwersytecie Papieskim w Salamance. Jego książki, które zostały entuzjastycznie przyjęte przez krytyków są teraz znane przez czytelników w wielu krajach.
Po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron książki „Rycerz z Alcántary” obawiałam się, że nie będzie ona tak dobra jak poprzednia część, „Brama wezyra”. Sam początek książki nie obiecywał tak ciekawej lektury, jaką okazała się być ta powieść. Miałam pewne obawy, czy po niemalże rewelacyjnej „Bramie wezyra” „Rycerz z Alcántary” spełni moje oczekiwania i zachwyci mnie równie mocno. Jednak pomimo mało wciągającego rozpoczęcia książki, otrzymałam historię, od której wręcz nie mogłam się oderwać.
Nastały ciężkie czasy w królestwie króla Filipa II. Musi zmagać się z narastającym konfliktem we Flandrii, z powstaniem w Grenadzie, które starają się wzniecić Maurowie, natomiast Turcy mają groźne plany wobec państw śródziemnomorskich. Król Hiszpanii musi poradzić sobie także z rodzinnymi problemami; ze śmiercią swojego syna i następcy tronu, Karola, a także ukochanej żony, Izabeli de Valois, co jest dla niego wielkim i bolesnym ciosem. Postanawia uruchomić swoją siatkę szpiegowską, wysyła więc do Istambułu Luisa Maríę Monroya i Juana Barelli, którzy mają do wykonania niebezpiecznie i odpowiedzialne zadania z rozkazu samego króla Filipa II. Przeżyją wówczas więcej przygód, niż mogliby się spodziewać.
Jedynym problemem podczas czytania tej książki było przebrnięcie przez kilka pierwszych kartek, które, mimo iż mnie nie zniechęciły do lektury, to także nie obiecywały zbyt wciągającej i ciekawej historii. Dopiero po nich lektura ta zafascynowała mnie tak bardzo, że oderwanie się od niej chociaż na małą chwilkę było nie lada wyzwaniem. W „Rycerzu z Alcántary” autor przygotował dla głównego bohatera znacznie więcej przygód, które równie mocno obfitują w niebezpieczeństwa, co w poprzednich częściach. Jednak w tym wypadku miałam wrażenie, jakby autor uchylił czytelnikowi znacznie więcej świata, znacznie bardziej go rozbudował, przez co książka sprawia bardzo sympatyczne wrażenie, jakby nie miała przed czytelnikiem żadnych sekretów.
W „Rycerzu z Alcántary” pojawiają się nowe, ciekawe postacie, jak chociażby jeden z najważniejszych bohaterów tej książki – Juan Barelli. Jest to postać bardzo impulsywna, często działająca pod wpływem emocji i łatwo tracąca nad sobą kontrolę. To właśnie ten bohater zdobył moje największe uznanie, to on sprawia wrażenie najbardziej żywej i prawdziwej postaci w tej książce. Każda scena, w której impulsywny Juan brał udział była pełna emocji i to dzięki tej postaci „Brama wezyra” zdobyła moją znacznie większą sympatię niż poprzednie tomy.
Jeżeli ktoś ma ochotę na historię pełną przygód, na wstąpienie w XVI wiek, w którym miłość miesza się z niebezpieczeństwem i spiskiem – uważam, że ta książka jest idealna na takie spotkanie. Pełna historycznych faktów, wciągająca i umilająca wolny czas. Zdecydowanie warto się z nią zapoznać.