Kilka dni temu, na ćwiczeniach z prawa konstytucyjnego podczas rozmowy na temat związany z jednym z artykułów naszej konstytucji, przed moją grupą zostało postawione z pozoru dosyć proste pytanie - czy bylibyśmy gotowi oddać nasze życie, gdyby wolność kraju została zagrożona? Czy w razie niebezpieczeństwa bylibyśmy gotowi stanąć do walki? Pytanie przecież banalne, jednak odpowiedzi z różnych przyczyn jednoznacznie udzielić nie potrafił niestety nikt, a już zwłasza, jeżeli miałoby dojść do udzielenia odpowiedzi twierdzącej, którą przecież „wypadałoby” przedstawić. Nawiązuję do tego, ponieważ w trakcie czytania „Czasu motyli” to właśnie ta odwaga i gotowość do walki za wolny kraj była tak niesamowita.
Powieść Julii Alvarez to fabularyzowana biografia czterech sióstr Mirabal, mieszkanek Dominikany, które wytrwale walczyły o wolność kraju w czasach bezlitosnej dyktatury Rafaela Trujillo trwającej trzydzieści jeden lat. Trzy z nich zostały zamordowane 25 listopada 1960 roku, płacąc za swoje „nieposłuszeństwo” najwyższą cenę. Autorka to kobieta, której rodzina przeniosła się do Nowego Jorku uciekając przed tyranią Tujillo, postanowiła więc spisać jakże bolesną historię tych niesamowitych sióstr.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki. Zabierając się za powieść Julii Alvarez nie spodziewałam się aż tak znakomitej lektury, a jednak podczas jej czytania nie byłam w stanie nawet na chwilę oderwać się od jej kart. „Czas motyli” czytałam niczym zaczarowana, a sama historia sióstr Mirabal, choć bolesna i poruszająca, w wielu momentach głęboko mną wstrząsnęła, a im bliżej byłam końca, tym bardziej nie chciałam kończyć tej lektury. I to nie dlatego, że musiałabym rozstać się z tak dobrze napisaną powieścią, powodem jest jednak to, że jak najbardziej chciałam oddalić od siebie to, czego nie dało się niestety uniknąć.
„Czas motyli” napisany jest z punktu widzenia każdej z sióstr, narracja co chwilę - lecz na szczęście nie za często - ulega zmianie, dzięki czemu czytelnik ma możliwość poznać każdą z dziewcząt i mogę Was zapewnić, że wszystkie te kobiety są postaciami po prostu niesamowitymi. Widać między nimi siostrzane podobieństwo, a jednak nie są to bohaterki identyczne, z łatwością można zauważyć pomiędzy nimi znaczne różnice w charakterze i zachowaniu. Choć dobrze wiem, że nie są to postacie czysto fikcyjne, to niesamowicie zżyłam się z w zasadzie wszystkimi bohaterami i czytanie o ich cierpieniu, zbliżanie się do nieubłagalnego końca było czymś, co niesamowicie wręcz przeżywałam.
Julia Alvarez stworzyła historię, którą każdy, absolutnie każdy powinien poznać. Zawiera ona w sobie ogromne pokłady emocji, dlatego czytanie tej powieści ze stoickim spokojem jest absolutnie niemożliwe. Losy tych niezwykle odważnych, gotowych na każde poświęcenie, dumnych i nieustraszonych kobiet powinny być znane każdemu. I choć wcześniej napisałam, że nie byłam w stanie oderwać się od tej powieści to muszę szczerze przyznać, że czytanie o brutalnym, bezlitosnym i niesprawiedliwym traktowaniu właśnie tych bohaterek i ich rodzin były jedynymi momentami, które sprawiały, że miałam ochotę choć na chwilę odłożyć tę książkę na półkę, odetchnąć i poczekać chwilę, zanim znów będę mogła zagłębić się w tej na zawsze zapadającej w pamięć historii.