Za pomocą Philipa Caveneya przenosimy się do miejsca, gdzie krainami władają królowie, wygłodniałe stada luperów czekają na niczego nie świadomych podróżnych, a ratowanie księżniczek z opresji znajduje się na porządku dziennym. Właśnie tego chwalebnego czynu dokonał pewien błazen o imieniu Sebastian. Jest on „mieszańcem” - został zrodzony z miłości człowieka i elfa, jednak jego największym problemem jest to, że opowiadane przez niego żarty nie są zabawne. Po śmierci ojca jest zmuszony wyruszyć w podróż do miasta Keladon, aby zdobyć pracę na dworze króla Septimusa. W czasie wędrówki w towarzystwie marudnego i bardzo gadatliwego bawaolopa, Sebastian spotyka dzielnego, chociaż stosunkowo niskiego rycerza oraz ratuje z opresji księżniczkę, za co zostaje nagrodzony uderzeniem nocnikiem w głowę (na szczęście pustym). Po dotarciu do miasta, każdy z wybawców zostaje sowicie nagrodzony, jednak żaden z nich nie podejrzewa, że staną się narzędziami w ręku człowieka, który pragnie uzyskać dostęp do tronu, pozbywając się uwielbianej przez lud księżniczki Kerin.
Pozycja pt. „Sebastian czyli przygody błazna” posiada niesamowicie oryginalną i nieprzewidywalną fabułę, która niestety może zanudzać wymagających czytelników. Książka opowiada przede wszystkim o tym jak ważna jest przyjaźń i dając z siebie wszystko jest się w stanie osiągnąć zamierzone cele. Z każdą kolejną stroną, coraz bardziej pasowało mi porównanie tej pozycji do książki pt. „Opowieść o Despero”, która mimo, że jest skierowana do dzieci, może po przeczytaniu zdobyć również uznanie w oczach dorosłych. Została ona napisana równie dobrym i łatwym w odbiorze językiem, połączonym z humorzastymi wypowiedziami bohaterów oraz mało zabawnymi dowcipami głównej postaci, które powodują uśmiech pełen politowania na twarzy odbiorcy.
Ogromnym plusem książki jest to, że co jakiś czas, między stronami można ujrzeć prześliczne ilustracje autorstwa Julka Hellera, które idealnie pasują do opisywanego wątku. Na każdej z nich można dostrzec Sebastiana, który według mnie, zupełnie różni się od poznanego wcześniej siedemnastolatka. Spośród wszystkich opisanych i narysowanych postaci, moje serce zdobył kompan bohatera – bawolop o imieniu Maks. Może i jest bardzo owłosionym zwierzęciem o wyglądzie bawoła, jednak mimo swojej wiecznie narzekającej natury, polubiłam go od razu. Dlaczego? Ponieważ lubię tak samo marudzić jak on. Postacie przedstawione w książce są naprawdę różne, więc trudno mi je wszystkie opisać, jednak mogę powiedzieć, że nie zabraknie tu tzw. „czarnego charakteru”, który zapewnia czytelnikowi rozrywkę. Ta postać myśli jedynie o swym dobru i nie boi się konsekwencji swoich decyzji. Jak na porządnie złą postać przystało, jest to bardzo zadufana w sobie osoba, uwielbiająca sprawiać ból i przykrość, stwarzając pozory zarówno dobrej jak i serdecznej osoby.
Z tyłu książki można zauważyć zachęcający do przeczytania napis "Gratka dla wielbicieli Shreka i Terrego Pratchetta!", który idealnie oddaje wnętrze książki. Tytułowego błazna oraz jego kudłatego przyjaciela można porównać ze Shrekiem i Osłem - ta dwójka mimo drobnych sprzeczek i zupełnie odmiennego charakteru, przeżyła wspólnie wiele niezapomnianych przygód, dzięki czemu połączyła ich silna, wręcz niezniszczalna więź. Myślę, że każda osoba, która nie czuje się zbyt dorosła na taką pozycje, może sięgnąć po książkę opisującą losy tak nieporadnego błazna jakim jest Sebastian, Książę Głupców.