Jest to trzecia powieść Mastertona, która miała pokazać nam nowy wymiar seksu i strachu. Odnośnie tego pierwszego to strasznie obrzydza, a odnośnie drugiego - nie powala na kolana.
Gene Keiller jest młodym, przebojowym politykiem pracującym w Departamencie Stanu. Podczas eleganckiego przyjęcia poznaje przepiękną dziewczynę, córkę tragicznie zmarłego francuskiego dyplomaty. Zadurza się w niej od pierwszego wejrzenia i pragnie zaciągnąć ją do łóżka. Ta z początku się opiera, lecz w miarę rozwoju fabuły staje się do niego bardziej otwarta. Ujawnia mu swój mroczny, krwawy sekret. Lorie jest potomkinią rodu Ubasti, pół ludzi, pół lwów, którzy wedle starej egipskiej tradycji muszą kopulować na przemian z ludźmi, na przemian z lwami...
Jest to krótka powieść, która mogłaby być opowiadaniem. Wydawnictwo użyło dużej czcionki, dlatego książkę czyta się bardzo szybko. Jednak historia Gene`a i Lorie Semple nie stanowi żadnego kąska, ani intelektualnego, ani rozrywkowego. To solidnie napisana bajka dla dorosłych.
Autor nie poparł tu swojej opowieści solidnie zarysowanym tłem historycznym. Mamy tu kilka wymyślonych na szybko podań i starych wierzeń rodem z Afryki i nie stanowi to dla czytelnika żadnej tajemnicy. Nie daje do myślenia, ani nie jest czymś wiarygodnym.
Jak na horror ma ona klimat, łatwo wczuwamy się w rolę bohatera, który odkrywa, że jego partnerka nie jest tym za kogo się podaje. Kilka skonstruowanych tu scen budzi lęk, ale nie grozę.
Początki kariery pisarskiej Mastertona były jak widać raz lepsze, raz gorsze. Sfinks należy do tej drugiej części. Zagorzałym fanom pisarza można polecić tę książkę, bo oni pochłoną wszystko, nawet jeśli by napisał poradnik jak sadzić pomidory. W jego dorobku jest dużo lepszych powieści, więc to od nich proponuję zacząć przygodę z tym autorem, gdyż łatwo można się zrazić zaczynając od tej pozycji.