"Śpijcie kotki" jest czwartym tomem serii z Tomem Stiltonem i Olivią Rönning. Jest to, jak do tej pory, naprawdę świetna seria kryminalna pisana przez dwójkę autorów. Dla mnie to zaskoczenie i generalnie jedna z niewielu serii pisana przez więcej niż jednego autora, która mi się podoba i którą uważam za godną przeczytania. Jednak to seria, więc, jak wiemy, mogą pojawić się lepsze i gorsze tomy, choć na tą chwilę poprzednie wszystkie były po prostu dobrze napisane. Jak jest z tomem czwartym? Bo szepnę tylko, że pojawiły się u nas już kolejne dwa, ja piąty kończę czytać, a szósty mam w najbliższych planach!
No ale przejdźmy do sedna, czyli tego o czym ta książka jest i czy warto przeczytać. A, ponieważ to kolejna część, to ja tylko wspomnę, że zdecydowanie trzeba czytać w odpowiedniej kolejności.
Nasza dwójka głównych bohaterów już w poprzednim tomie musiała się zmierzyć z trudnym i bardzo aktualnym problemem rasizmu. To była książka nie tylko kryminalna, z zagadką, ale także otwierająca oczy na pewne sprawy. Tym razem wcale nie mieli łatwiej, bo musieli wejść w świt handlu... ludzkimi narządami. Do tej sprawy poprowadził śledczych ślad, za którym podążali po znalezieniu martwego chłopca, obok którego zostawiony był nóż należący do rumuńskiego gangu. W co wplątali się bohaterowie i czy to może mieć szczęśliwe zakończenie?
Jest to faktycznie rasowy, mocny kryminał, ale szczerze mówiąc, autorzy poruszają bardzo ważne tematy, które często są tabu, bo są trudne, a niektórym się wydaje, że nic nie można z nimi zrobić. I tym razem jest to handel ludzkimi organami, ale nie tylko, bo także uchodźctwo i to niekoniecznie to dobrowolny, bo chociażby pojawia się temat zmuszania dzieci do wyjazdu z ich krajów. Może to być tym bardziej poruszające ze względu na obecną sytuację ukraińskich dzieci.
To taka książka, która dla mnie z jednej strony jest krwistym, brutalnym kryminałem, ale z drugiej zahacza o obyczajowe tematy ujęte w taki sposób, że to zostaje w głowie na długo. Podobno szwedzka literatura taka właśnie jest. Ja jednak do tej pory spotkałam się z takim ogromnym napięciem tylko w tej serii. Inne powieści czytałam i mi się podobały, ale jednak ta szwedzka literatura kojarzy mi się raczej jako flegmatyczna, ciągnąca się w nieskończoność, a tutaj to jednak wszystko dzieje się bardzo szybko, nie ma długich opisów czy dialogów. Pochłania się na jedno podejście.
Czy polecam? Owszem, ale nie jako oderwanie na chwilę od rzeczywistości, jak to czasami traktuje się lżejsze kryminały. Jest to trudna opowieść i trzeba mieć świadomość tego, że może szarpnąć nerwami i pozostawić w głowie plątaninę myśli, a nawet u wrażliwszych osób wylane łzy.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.