"Sto lat samotności"- ten tytuł słyszał chyba każdy choć raz w swoim życiu. Przyznam, że kiedyś miałam chęć przeczytać tę sławną powieść, ale ostatecznie tego nie zrobiłam. Marqueza kojarzę także z innego tytułu, a mianowicie z "Miłości w czasach zarazy", ale tej powieści, także nie czytałam. A o Mario Vargasie Llosie nie słyszałam w ogóle. Nie ukrywam, że literatura latynoamerykańska jest mi obca. Dlatego zgłaszając się do recenzji "Dwóch samotności" miałam pewne obawy, a mianowicie czy ogarnę o czym obaj pisarze rozmawiają i czy się w tym odnajdę. Jak myślicie moje obawy były bezpodstawne? Dowiecie się tego z dalszej części opinii.
"Dwie samotności" z założenia miały być dialogiem, ale otrzymujemy ostatecznie wywiad, bowiem Llosa przejmuje rolę zadającego pytania Marquezowi i odsuwa się w cień, dając pole do popisu Gabrielowi. Co prawda oprócz pytań dodaje czasem coś od siebie, ale to nie wokół niego skupia się gros uwagi publiczności i tej rozmowy.
Lima, 1967 rok, wrzesień 5,7 to właśnie w tych dniach dochodzi do rozmowy między dwoma najbardziej znanymi pisarzami Ameryki Łacińskiej. Podczas tego spotkania rozmawiają między innymi o stanie literatury w Ameryce Łacińskiej, o roli pisarza, o swoich inspiracjach, o wybuchu zainteresowania literaturą latynoamerykańską wśród czytelników, tak zwanym "boomie", który trwał przez wiele lat, ale tematem przewodnim była wydana właśnie w 1967 roku powieść Marqueza "Sto lat samotności". Llosa podpytuje Gabriela o historię powstania powieści, o jej bohaterów, o miejsce akcji, które mają swoje pierwowzory w biografii autora. Marquez opowiada trochę o dzieciństwie, o samotności, o kwestiach społeczno-politycznych przedstawianych w powieściach czy o powieściach i autorach, którzy stanowią dla niego inspiracje. Na niektóre pytania Gabriel odpowiada wymijająco albo w ogóle zmienia temat. Dwa zdania, które na pewno zapadną mi w pamięć, to te, że Marquez pisze po to by jego przyjaciele kochali go bardziej i że w Europie opłaca się pisać książki, bo tak jest taniej.
Prócz wspomnianej zarejestrowanej rozmowy pisarzy rozbitej na dwa dni znajdziemy w tym wydaniu także słowa wstępne od Vásqueza, Pastora i Oviedo, relacje naocznych świadków tej historycznej chwili i wywiady przeprowadzone z Marquezem.
Nie ukrywam, że przeglądając książkę przed lekturą, byłam rozczarowana, że ten cały dialog mistrzów to zaledwie 77 stron. Jednakże zadowolona byłam z faktu, że moje obawy co do niezrozumienia języka pisarzy i o tym o czym rozmawiają okazałe się niepotrzebne. Bowiem obaj autorzy rozmawiają przystępnym językiem i chwała im za to. Co do merytorycznej treści tej rozmowy to niestety najlepiej odnajdą się w niej miłośnicy literatury latonyamerykańskiej, a także Ci, którzy orientują się w tamtym okresie historycznym na ziemiach Ameryki Łacińskiej. Ja podeszłam do tej książki z dystansem i na pewno stanowiła ona ciekawą lekturę wśród moich lektur codziennych, ale nie zapałałam nagle nieodpartą chęcią poznania dzieł autorów, ani nie wywarła na mnie jakiegoś większego wrażenia. Ot po prostu, przeczytałam, dowiedziałam się paru nowych informacji, ale ile zostaną one w mojej głowie? Myślę, że Ci którzy znają twórczość obu pisarzy bądź interesują się tymi postaciami odnajdą się w tej książce lepiej. Być może mi z Ameryką Łacińską i jej literaturą nie po drodze, ale na przykład spisaną rozmowę/pojedynek na strofy prowadzoną wierszem Słowackiego z Mickiewiczem, bardzo chętnie bym przeczytała( wiem o tej dyspucie dzięki pani profesor od języka polskiego z liceum).
Na uwagę na pewno w tym wydaniu zasługuje okładka, bo jest przepiękna. Ja z jej lektury jednak jestem umiarkowanie zadowolona, ale wynika to z powodów wspomnianych przez mnie wyżej, ale decyzję o tym czy chcecie po nią sięgnąć, pozostwiam Wam.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Muza.