Kto ma ochotę na emocjonujące jednocześnie mroczne i przyjemne urban fantasy, niech sięgnie po „Szamankę od umarlaków”. Nowe wydanie tej powieści zostało wzbogacone studwudziestostronicowym opowiadaniem „Maszkarada”, którego wydarzenia poprzedzają akcję „Szamanki...”.
Ida Brzezińska pochodzi z szanowanego rodu magów, jest tuż przed maturą i ma Pecha przez duże pe, bowiem został on upersonifikowany tak bardzo, że stał się niejako jednym z bohaterów. „Była jedna rzecz, której nikt o Idzie nie wiedział. Za cholerę nie chciała być wiedźmą", chciałaby wieść zwyczajne życie, ale jej matka z determinacją dąży do przedłużenia magicznego rodu. Próbuje odkryć sekret córki, a przy okazji pokrzyżować jej plany. Idę czeka Maszkarada. Im bliżej wydarzenia, tym bardziej atmosfera gęstnieje.
W „Szamance od umarlaków” kilka spraw zostaje rozwiązanych. Ida studiuje psychologię i próbuje opanować swój dar, a Pech zawsze jej w tym towarzyszy. Bohaterka jest medium, wciąż widzi zmarłych, rozmawia z nimi. Trafia pod skrzydła ciotki Tekli i przechodzi szkolenie panowania nad swymi niezwykłymi umiejętnościami. Zaczyna też odkrywać nowe. Pojawiające się wokół niej zjawy i związane z nimi przygody wciągają w wir magicznych wydarzeń z dreszczykiem.
Autorka w swych utworach wykorzystała motyw lustra, które przywodzi na myśl w pierwszym odruchu baśń o Królewnie Śnieżce i słowa „Lustereczko powiedz przecie..." Realne i lustrzane życia przenikają się. Wątek detektywistyczny wprowadza zagadkę i zdecydowanie uatrakcyjnia fabułę.
Historię upartej Idy czyta się bardzo przyjemnie. Świat przedstawiony tchnie nie tylko tajemniczością i mrokiem, sporo w nim komizmu sytuacji i humoru, który – myślę – łatwo przekona do siebie wielu czytelników.
Ciotka Tekla i Gryzak – futrzasta kulka w roli łapacza snów – skradli moje serce. Tekla to ciekawa osobowość. Jest kłótliwa i nieuprzejma, z wrednym poczuciem humoru, przy czym całkiem sympatyczna. Bawi swym charakterystycznym stylem wypowiedzi.
Autorka czaruje błyskotliwymi i zabawnymi dialogami, które wpływają na kreację postaci. Ale bardzo rzuca się w oczy konsrkwencja w kreacji silnej głównej bohaterki – sarkastycznej, czasem denerwującej buntowniczki.
Biorąc pod uwagę fakt, że „Szamanka od umarlaków" była debiutem Martyny Raduchowskiej, jakość literacka tej powieści jest naprawdę dobra. Pisany później prequel „Maszkarada” – z wyraźnie wyrobionym już warsztatem – pozwala na dostrzeżenie różnicy w czasie powstania tych dwóch tekstów. Doceniam to, że przy kolejnym wydaniu autorka nie ingerowała w kształt swej pierwszej powieści, o czym zresztą informuje na początku w tekście Od Autorki.
Bardzo się cieszę, że trafiłam na tę książkę. Była przygodą, podczas której balansowałam między mrokiem z dreszczykiem emocji a zabawnymi sytuacjami. Warto było poznać Idę,Teklę i stworzone przez Raduchowską uniwersum. Chętnie zatopię się w kolejne części, które zapewne również zostaną wznowione przez Wydawnictwo Mięta.