„Beginning moon” autorstwa Jedersafe to pozycja z gatunku New Adult oraz pierwszy tom trylogii Universe, która opowiada nam historię Dominica oraz Franceski. Niestety mam dość mieszane uczucia, co do tej pozycji - chyba wymagałam od niej zbyt wiele. Jak się później okazało, jest to debiut, a jak wiemy, pierwsze książki danego autora nigdy nie są bez wad, prawda?
Osiemnastoletnia Francessa od momentu śmierci ukochanej matki zmaga się ze stanami lękowymi. Ulgę w codziennym życiu przynosi jej gra na fortepianie i spotkania z grupą przyjaciół, którzy wspierają ją w trudnych momentach. Kiedy podczas stłuczki samochodowej dziewczyna poznaje dużo starszego od siebie Dominica, jej szara codzienność zaczyna nabierać rumieńców. Choć najbliżsi uparcie powtarzają, że to chłopak nie dla niej, Francessa nie zamierza słuchać ich przestróg. Pełna burzliwych emocji relacja każdego dnia wyzwala w niej nowe pragnienia, których wcześniej nie znała i którym nie potrafi się oprzeć. Wkrótce jednak okazuje się, że przyjaciele mieli rację: Dominic ma za sobą niebezpieczną przeszłość związaną z nielegalnymi wyścigami samochodowymi. Wśród wrogów chłopaka są tacy, którzy tylko czekają, by uderzyć w jego słaby punkt. A tym punktem staje się wrażliwa i krucha dziewczyna, bez której Dominic nie jest w stanie już wyobrazić sobie życia…
Moją recenzję zacznę od tego, że do sięgnięcia po tę powieść zmusiła mnie przede wszystkim okładka. Bardzo podoba mi się jej klimat - jak dla mnie czuć od niej pewną tajemniczość oraz niepewność. A ta niebieska róża... po prostu cudo. Nic nie poradzę na to, że jednym z moich ulubionych kolorów jest właśnie niebieski.
Ale wracajmy do książki... Niestety w sposobie pisania autorki dało się wyczuć, iż jest to debiut. Niestety miałam pewnego rodzaju problem ze wkręceniem się w tę historię - zbyt często zgrzytałam zębami oraz irytowały mnie sytuacje, które były zbyt wyimaginowane lub (w moim odczuciu) wpakowane na siłę. I tutaj pojawia się kolejna wada tej książki - tempo akcji. Fabuła „Beginning moon” płynie własnym tempem - raz przyspiesza, a raz zwalnia. Moim skromnym zdaniem niektóre fragmenty powinny zostać usunięte, dzięki czemu cała historia zyskałaby pewien dynamizm, a czytanie było dla czytelnika samą przyjemnością.
Dobra skoro narzekanie mamy za sobą czas na plusy. „Beginning moon” to jedna z tych książek, która spowoduje wiele emocji. Słowo, w trakcie lektury czułam na przemian złość, smutek, radość, czy śmiech. Dużą gamę emocji zapewnili mi przede wszystkim Dominic oraz Francessa, których relacja bardzo mi się spodobała. To jedna z tych par, których związek rozwija się bardzo powoli - w trakcie czytania czułam ich niewinność oraz nieśmiałość. Historia tej dwójki jest zarazem piękna oraz pełna bólu. Coś czuję, że zbyt szybko nie zapomnę o tych postaciach. A skoro już o bohaterach mowa - jeśli cenicie sobie pozycje, w których autor/ka skupia się również na postaciach drugoplanowych, to mam coś dla Was. Jedersafe bardzo dobrze poradziła sobie z przedstawieniem otoczenia, w których wychowała się Dominic oraz Francessa.
Czy książkę polecam? Jak możecie zauważyć, „Beginning moon” jest niewymagającą powieścią, która idealnie wpasowuje się w okres urlopowy/wakacyjny. Debiut Jedersafe zapewni Wam wiele emocji oraz pozwoli naładować baterie w czasie odpoczynku przy lekturze, oraz ulubionej mrożonej herbacie/kawie.