Nie jest łatwo napisać opinii o książce, która w dodatku jest autobiografią tak wielkiej osobowości jaką z całkowitą pewnością był Michael Jackson.
Berry Gordy powiedział o nim, że to "Największy artysta sceniczny, jaki kiedykolwiek żył", i pewnie te słowa najlepiej ukazują cały kunszt Michaela.
Był geniuszem, bo potrafił przez swoją wspaniałą muzykę poruszać serca wielu ludzi, niezależnie jaki mieli kolor skóry, jakiej muzyki słuchali na co dzień, czy byli starsi czy też młodsi. Burzył te wszystkie bariery, starając się budować przez swoją twórczość; jedność i miłość wśród wszystkich ludzi na całym świecie.
Tego właśnie najbardziej pragnął.
Nie ma zresztą chyba takiej piosenki, która nie zrobiłaby wrażenia i nie zapadłaby głęboko w pamięci, a dzieje się tak pewnie dlatego, że wszystko to było tworzone z wielką pasją i chęcią zrobienia czegoś naprawdę wybitnego.
Jackson był typem osoby, która nie spoczywała na laurach. Każdy sukces dodawał mu skrzydeł, aby coraz bardziej skupiać się i dążyć do jeszcze większej doskonałości.
Wierzył, że trzeba ciężko pracować by nie marnować talentów otrzymanych przez Boga, oraz w to, że każde marzenie jest równoznaczne z celem, które można zrealizować, jeśli bardzo będzie się tego chciało.
Mimo wielkich pieniędzy, sławy i uznania innych, Michael bardzo pragnął i szukał ludzi, którzy kochaliby go również nie tylko jako artystę, ale też człowieka, który ma w sobie wiele pokory, empatii do otaczającego go świata, jest wrażliwy na los bliźnich i kiedy schodzi ze sceny zamienia się w kogoś, kto równie dobrze jak "zwykły" zjadacz chleba ma swoje kompleksy czy problemy...
Kiedy czytałam, jak ubolewał nad zbyt szybką śmiercią Monroe czy Hendrixa, poczułam coś podobnego w stosunku do jego osoby.
Smutne, że Michael już nic nie stworzy i nie zachwyci stylem, tańcem i muzyką, ale to co chciał osiągnąć udało mu się na sto procent, bo przez muzykę uszczęśliwiał i zmieniał świat na lepszy.
Jako jeden z niewielu nie stał się legendą dopiero po śmierci, bo dokonał tego już wcześniej... kiedy jeszcze żył. To jego wielki sukces :)
Utwór "Man in the mirror", mój ulubiony, zawsze będzie mi przypominał i uczył mnie, że jeśli chce zmienić świat, to muszę zacząć to robić od człowieka, którego widzę w lustrze...
Odszedł, ale zostawił w testamencie zachwycające dzieła, które zawsze będą o nim przypominały...