Bez niego nie byłoby ,,Władcy Pierścieni'', a bez ,,Władcy...'' nie byłoby fantastyki, jaką znamy teraz.
Dla sporej rzeszy czytelników dzieła Tolkiena są pierwszym spotkaniem z fantastyką - pierwszym spotkaniem z żywymi, magicznymi światami, które rządzą się własnymi prawami. Ze światami, które posiadają historię (dłuższą, niż królestwo A nienawidziło królestwa B i dlatego wojna między nimi), swoich bohaterów, swoją mitologię i swoje pieśni. To spotkanie z czymś wielkim, niesamowicie bogatym i pociągającym często inspiruje nas do podejmowania własnych literackich prób. Kto po przeczytaniu ,,Drużyny Pierścienia'' nie chciał napisać własnej książki niech pierwszy rzuci długopisem.
,,Ballady Beleriandu'' są trzecim tomem w cyklu Historii Śródziemia wydawanym u nas przez Zysk. I tu od razu muszę powiedzieć, że nie jest to książka skierowana dla każdego. To znaczy, że do osiągnięcia pełni zadowolenia z lektury powinniśmy posiadać już na wstępie pewną wiedzę o Śródziemiu, jego historii i bohaterach. Nie musi to być wiedza specjalistyczna, ale wypadałoby przynajmniej poznać wcześniej ,,Silmarillion''.
Drugą rzeczą jest to, że ,,Ballady...'' są omówione bardzo fachowo - w końcu Tolkien był profesorem filologii klasycznej i literatury staroangielskiej na Oxfordzie, i to w jego twórczości widać. Widać to też w omawianych przez jego syna, Christophera, zmianach, których na przestrzeni czasu dokonywał w swoich utworach Tolkien. Niesamowity ogrom pracy włożonej w te dwie historie, ilość poprawek i drobnych zmian, sama ich jakość (to, jak przesunięcie przecinka albo użycie dużej litery zmienia wydźwięk całości!) - zachwyca i przytłacza jednocześnie.
Ale przede wszystkim uświadamia nam, że praca pisarza jest faktyczną pracą. Że wymaga wysiłku, skupienia i niesamowitego zaangażowania. Że takich dzieł, jak dzieła Tolkiena, nie da się tworzyć taśmowo.
Jeśli jednak ktoś bardzo-bardzo chce (ale nie posiada fachowej wiedzy, albo nie ma ochoty zachwycać się drobną zmianą między pierwszą i drugą wersją konkretnego wersu utworu) to ,,Ballady...'' można czytać na wyrywki, skupiając się tylko na przedstawionych w książce historiach, z pominięciem części tolkienistycznej. I choć taka lektura będzie siłą rzeczy niepełna, to i tak dostarczy nam odpowiedniej ilości zachwytu i rozrywki.
A historie będziemy mieli do poznania dwie - o dzieciach Húrina i o Berenie i Luthien.
Książkę polecam tym z Was, którzy kochają ,,Silmarillion'' i opowieści w nim zawarte. Będziecie się naprawdę dobrze bawić czytając ,,Ballady...''.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl