Mam wrażenie, że wszystkie produkty mają już swoje odpowiedniki light. Zaczęło się od żywności, a teraz… Po przeczytaniu „Zacisza 13” jestem w szoku. Bo kryminały też mogą występować w wersji light.
O twórczości Olgi Rudnickiej słyszał już chyba każdy. Zadebiutowała powieścią „Martwe Jezioro”, a niedawno jej „Cichy wielbiciel” zachwycił rzesze czytelników. Czytałam wiele bardzo pochlebnych recenzji książek tej młodej autorki, więc kiedy zobaczyłam w bibliotece „Zacisze 13”, nie wahałam się ani chwili!
Marta Żywek, nauczycielka historii, aby odpocząć po niezbyt udanym małżeństwie, przenosi się do Śremu, na ulicę Zacisze. Numer, oczywiście - 13. Zaprzyjaźnia się z Anetą, która z powodu zalania mieszkania na jakiś czas jest zmuszona się do niej przeprowadzić. Wiedzie spokojne życie, jednak, jak nietrudno się domyślić - do czasu… Pojawia się trup. A potem drugi. Na domiar złego, ktoś obserwuje mieszkanie Marty, a jej przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Bandyci, były mąż i zdziwaczała staruszka powodują spore zamieszanie.
Bohaterki książki to przemiłe młode kobiety, które nie są jednak pozbawione wad. Ich nieporadność i brak manualnych umiejętności nieraz szalenie mnie irytował, ale również rozśmieszał. Za to ich pomysłowość chyba nie zna granic! Bo kto normalny (tak, one były zdrowo stuknięte), szukając podpowiedzi jak ukryć zwłoki, wpisywałby dla niepoznaki hasło „kryminalistyka” w wyszukiwarce? Kto poszukiwałby instrukcji jak wylewa się chodnik w piwnicy? Tak, właśnie na takie dziwne pomysły wpadły Marta i Aneta. Kobiety wprawdzie nie grzeszą inteligencją, lecz, chcąc nie chcąc, wzbudzą sympatię każdego czytelnika.
Uwielbiam zwierzęta właściwie od zawsze i szeroki uśmiech pojawia się na mojej twarzy, kiedy odgrywają one w książkach (i nie tylko!) ważną rolę. Jakaż więc była moja radość, gdy natknęłam się na pierwsze wzmianki o Tofiku - bardzo sympatycznym piesku, bez którego nie wyobrażam sobie tej powieści. To właśnie on doprowadził do wielu ciekawych sytuacji, których konsekwencje musiała później ponosić główna bohaterka.
Autorka nie stroni od kolokwializmów. Zwykle mi to przeszkadza, jednak w przypadku „Zacisza 13” po prostu nie mogłoby być inaczej. Skoro bohaterki książki to zwyczajne (o ich stanie psychicznym można by długo dyskutować, uznajmy jednak, że są w miarę normalne), dwudziestoparoletnie kobiety, nie mogą posługiwać się bardziej wyszukanym słownictwem. Jedyne, co mi się nie podobało, to nadużywanie zwrotu „o właśnie”. Choć autorka zastosowała go, by w pewien sposób rozbawić czytelników (Marta i Aneta, nie wiedząc jak wyplątać się z mało komfortowej sytuacji, przytakiwały i zgadzały się w pełni ze słowami poprzedniczki), można było użyć jakiegoś synonimu, aby uniknąć tak wielu powtórzeń.
Intryga nie jest zbyt skomplikowana. Nie musimy wytężać umysłów, kombinować i zastanawiać się, o co w całej sprawie chodzi. Ale to przecież wersja light - stworzona po to, by czytelnika zrelaksować. Po ciężkim dniu może zasiąść w wygodnym fotelu z kubkiem herbaty i książką, dać się pochłonąć lekturze i miło spędzić kilka godzin.
Jeżeli macie już po dziurki w nosie skandynawskich kryminałów z polityką w tle, chcecie odpocząć od egocentrycznego Poirota lub po prostu przeczytać coś lekkiego - „Zacisze 13” to lektura w sam raz dla Was. Gorąco polecam.