Każdy biegacz, który choć raz brał udział w maratonie, wie, czym jest trzydziesty kilometr. Jest to moment podczas biegu, kiedy nagle tracimy siły, zaczynamy odczuwać ból niemalże w każdej części ciała, każdy ruch sprawia nam niemałe cierpienie i pojawiają się wątpliwości, czy rzeczywiście damy radę dobiec do mety – w końcu to jeszcze aż ponad 12 km…
Stefano Redaelli zna na własnej skórze uczucia towarzyszące podczas biegu w maratonie, temat ten nie jest mu obcy. Sam urodził się we Włoszech, ale od dawna mieszka w Polsce. Obecnie badacz i wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim, poeta i prozaik, o którym usłyszałam po raz pierwszy dopiero przy okazji tejże książki. A powieść chciałam przeczytać od dnia premiery, zaintrygował mnie sam fakt, że niewiele jest książek osadzonych w tematyce sportowej – musiałam sama się przekonać, czy ta książka jest warta uwagi.
Radek jest trzydziestoośmioletnim lekarzem pediatrą, zakochanym w Ani, młodszej od niego o ponad dziesięć lat. Związek z nią, zdawałoby się układa się idealnie, ale kiedy Radek w pewnym momencie postanawia się oświadczyć, Ania znika bez słowa. Bez żadnych wyjaśnień odchodzi od Radka, który jest zdruzgotany. Kobieta, która była całym jego życiem, nagle znika i dla głównego bohatera jest to początek walki – walki z tysiącem pytań, dlaczego to zrobiła i walki z depresją, która go dopada i która podsuwa myśli o samobójstwie. Radek, niemalże na granicy życia i śmierci, podejmuje wówczas decyzję, która, choć wcale tego nie podejrzewa, zmieni jego życie.
„…W tym momencie biegający w parku pies zatrzymał się, podniósł łeb i odwróciwszy go w stronę mężczyzny w otwartym oknie, popatrzył na niego przez chwilę. Pomachał ogonem i ruszył dalej sosnową aleją. Nagle Radek zrozumiał, że nie zobaczy ani ziemi, ani nieba. Najpierw chce zobaczyć drogę. Zdecydował, że pobiegnie w Cracovia Maraton.”
Radek nawet nie przypuszczał, że ta decyzja zmieni go o sto osiemdziesiąt stopni. Ze z pomocą Roberta, przyjaciela i biegacza znacznie bardziej doświadczonego od niego, zacznie 3-miesięczny trening, który zaprowadzi go do mety ponad 42-kilometrowej trasy, ale pomoże mu również podnieść się z depresji i odegnać myśli o zakończeniu własnego życia i cierpień, które zaserwowała mu ukochana kobieta. Bo Radek zaczyna walkę nie tylko ze swoim ciałem, ale przede wszystkim z własnymi myślami, ze sobą samym. Jest to książka o głębokiej przemianie człowieka, będącego na granicy, walczącego z własnymi słabościami, ale człowieka, który jest na dobrej drodze, aby tę walkę wygrać. Bo bieg w Cracovia Maraton to tylko początek – początek maratonu życia, z którym zmaga się każdy z nas – tylko od nas samych zależy, czy dobiegniemy do mety z satysfakcją, czy rozczarowani.
Muszę przyznać, że zanim przeczytałam tę książkę, spotkałam się z opinią niezbyt pochlebną na jej temat. Dlatego odniosłam się do niej bardzo sceptycznie. I chyba dobrze, że właśnie takie podejście miałam na początku, bo książka absolutnie mnie nie rozczarowała bardziej, a nawet w pewnych momentach miło zaskoczyła. Język jest prosty, łatwy w zrozumieniu, fakt, mogą czasem irytować drobne literówki, które się w wydaniu zdarzają, ale to wina raczej wydawcy, niźli autora. Do samego autora mam zastrzeżenia tylko w tym, że trochę za dużo w książce wynurzeń filozoficznych, które czasem zwyczajnie nudzą. Jednak książkę czytało mi się przyjemnie, może dlatego, że skupiłam się głównie na samej tematyce biegu i maratonu jako walce z własnymi słabościami. I pod tym względem książka miło mnie zaskoczyła. Może nie jest to jakieś wybitne dzieło, ale historia na pewno godna przeczytania, bo jest o problemach, z którymi zmaga się każdy człowiek, każdy z nas.
Trzydziesty kilometr jest w maratonie pewnym progiem wytrzymałości, ale czymże jest chwilowe cierpienie i odciski na stopach, które nie zostaną na długo, w porównaniu z satysfakcją dobiegnięcia do mety i przyjemnością, która zostanie po biegu jeszcze długi, długi czas?...