W dzisiejszych czasach niebezpieczeństwo czyha za każdym rogiem, dlatego chyba każdy marzy o Aniele Stróżu, który bez przerwy czuwałby nad nami. Ale co jeśli na naszej drodze pojawiłby się upadły anioł? Zmierzyć się z tym musiała bohaterka „Szeptem”, pierwszej części serii amerykańskiej pisarki Beccy Fitzpatrick, która dla pisarstwa zrezygnowała z pracy w Służbie Zdrowia.
„Pamiętaj, że człowiek się zmienia, jednak jego przeszłość nigdy.”
Szesnastoletnia Nora Gray została zmuszona do towarzystwa tajemniczego i skrytego Patcha na lekcjach biologii, kiedy nauczyciel kazał wszystkim uczniom zmienić dotychczasowe miejsca w ławkach. Chłopak irytuje dziewczynę jednocześnie intrygując ją i wywołując w niej żądzę poznania bardziej jego wnętrza, mrocznego sekretu i choć często temu zaprzecza – także jego ust. ;) Jednak nie obawiajcie się, brak w tej książce ogromu słodyczy, od którego robi się mdło. Wszystko jest idealnie wyważone i zaakcentowane. Ponadto plusem jest także lekkość czytania zapewniony przez prosty i nieskomplikowany język jakim posługuje się pisarka. Całość oprawiona jest w przepiękną i oryginalną okładkę, która mimowolnie przyciąga wzrok. Jednak aby nie przecenić książki, niestety muszę zaznaczyć, że postacie stworzone przez autorkę są nijakie, pozbawione osobowości, a w czytelniku nie wywołują żadnych emocji czy choćby szczypty tożsamości. Jest to chyba największy mankament książki „Szeptem”.
W recenzjach często spotykałam się z porównaniami dzieła Beccy Fitpatrick do „Zmierzchu”. Wielu czytelników zarzuca autorce, że jedynie zamieniła wampiry na anioły i nic więcej się między tymi książkami nie różni. Szczerze mówiąc osobiście nie odczuwam, aż takiego podobieństwa między tymi pozycjami. Zgadzam się natomiast z tym, że dzieło Stephenie Meyer jest lepsze, bardziej dopracowane i wciągające. Jednak ani „Zmierzch” ani „Szeptem” nie zachwyciły mnie też na tyle, aby być ich zafascynowaną oraz oddaną fanką. Były to dla mnie jedynie zwykłe przyjemne lektury jakich wiele. Do uwielbianej przeze mnie serii Karen Marie Moning „Kroniki Mac O'Connor” obydwie mają jeszcze bardzo daleko.
Do rozpoczęcia znajomości z dziełami pani Fitzpatrick skusiło mnie spotkanie z autorką, które ma odbyć się 10 listopada w warszawskim Traffic Clubie. Głupio byłoby mi kupić w ciemno książkę i iść na spotkanie z pisarką, z którą nawet w minimalnym stopniu się nie zapoznałam. Postanowiłam iść dalej obraną scieżką i zapoznać się teraz z drugą częścią serii, czyli „Crescendo”. Jestem niezmiernie ciekawa czy spełni moje oczekiwania i będzie lepsza od „Szeptem”.
„W ogniu nie ma nic złego... o ile się człowiek do niego za bardzo nie przybliży”
Jeżeli lubicie Paranormal Romance lub magiczny świat przepełniony aniołami sięgnijcie po książkę Beccy Fitzpatrick pod tytułem „Szeptem”. Nie spodziewajcie się zbytnich rewelacji, a się nie zawiedziecie. A może ocenicie lepiej tę pozycję i nawet dołączycie do miłośników całej serii, bądź tylko będziecie doszukiwali kolejnych podobieństw do „Zmierzchu”... ;)