Trzydzieści pięć tysięcy książek. Wyobraźcie sobie bibliotekę, którą musicie przenieść wraz z kotem, fikusem i szczoteczką do zębów na drugi kontynent. Alberto Manguel staje przed nie lada wyzwaniem – ogrom jego biblioteki poraża nie tylko liczbą zgromadzonych woluminów. Pakowanie każdego kolejnego pudła rodzi wspomnienia i napomknienia – biblioteka to życie, ograniczony pojemnością i kubaturą pomieszczenia zapis lat minionych, pamiątka i nagrobek jednocześnie. Albowiem literatura jest pamięcią.
Erudycyjna i wielowątkowa „Elegia” to wzruszająca wyprawa do świata książek i tych, którzy je piszą. A pan Manguel, osobisty sekretarz Borgesa, ma o czym i o kim pisać. Jest więc nieco o Platonie i Arystotelesie, jest Poe, Wells i Stevenson, jest wreszcie „Przemiana” Kafki i „Don Kichot” Cervantesa. Jest wiele więcej. Naprawdę wiele.
Znajdą się tu rozważania o bibliotekach publicznych, o rozpakowywaniu tomów i powtórnemu układaniu na półkach według ściśle określonego podziału (dla Manguela każde przeniesienie biblioteki to nowy rozdział w życiu i zamknięcie poprzedniego etapu). Jest sporo o słownikach, paleniu książek, książkach zakazanych, obywatelskości literatury, przemijaniu człowieka i literatury – ale także o jej wieczności. Eseistycznie, kontekstowo, wielowymiarowo. I jest jeszcze więcej. Naprawdę więcej.
Z każdej strony „Pożegnania” bije wrażliwość i głęboka miłość do słowa pisanego. Manguel jest mistrzem w tworzeniu wizji czytelnika, który mości się w jakimś sympatycznym zakamarku i daje się pochłonąć książce. Czytanie to przecież intymne doznanie, „trudno poddające się wyjaśnieniu, w czym podobne jest – proszę wybaczyć to ckliwe porównanie – do zakochania”.
Zachęta, by czytać, wyłania się z każdej kolejnej stronicy „Elegii” – rodzi się w człowieku zew, by rzucić wszystko w diabły i zasiąść do lektury. A z drugiej strony złość (choć to słowo mocno przesadzone), że tyle się jeszcze nie wie i tylu wspaniałych się jeszcze nie przeczytało. Jako szef argentyńskiej Biblioteki Narodowej Manguel niczego nam nie ułatwia (wie, że ma do czynienia z pasjonatami) – nie znajdziecie tu listy książek, które „must have” albo „must be read”, nie ma bibliografii ani łatwych podpowiedzi, trzeba szukać i odnajdywać, bo w tym także czai się piękno literatury.
Przekład Michała Tabaczyńskiego, dzięki któremu Manguel staje się przyjacielem literackiej wędrówki.