O roli zakonnic w czasie wojny nie mówi się wiele. Dopiero teraz, po latach na światło dzienne wychodzi ich bohaterstwo. Pomiędzy koronką, różańcem i nieszporami odnalazły w sobie ducha walki. Nie godziły się na działania ze strony okupanta. Posłusznie przyjmowały, tylko to, co pochodziło wyłącznie od Boga. Do utraty tchu broniły słabszych. Nie walczyły pistoletem i granatami, a słowem i czynami. Wielkimi uczynkami.
Skromne, pomocne, a przede wszystkim waleczne. Tak w ogromnym skrócie można opisać bohaterki książki "Wojenne siostry". Ich odwaga i wola walki jest pełna podziwu. W naszym społeczeństwie utarło się, że zakonnica to kobieta, która nie ułożyła sobie życia. Nie znalazła męża, nie urodziła dzieci. Swoje dorosłe lata poświęciła na modlitwie i kontemplacji. Już po przeczytaniu pierwszej historii zdajemy sobie sprawę, jakie to przekonanie jest i mylne i bardzo krzywdzące.
19 historii. Każda różna, o innej siostrze zakonnej. Jednak we wszystkich możemy odnaleźć wspólnym mianownik. Tym łącznikiem jest ogromna siła i determinacja. Niemal do ostatniego tchnienia. Wojenna zawierucha, która doświadczyła kobiety, zdominowała ich życie. Oprócz tego, co związane z religią doszła jeszcze pomoc tym, którzy tej ciepłej dłoni nigdy nie doświadczyli. Jednak to, co najbardziej wysuwa się na pierwszy plan, to przeciwstawianie się okupantowi. Ratowanie dzieci, pomoc słabszym czy wypisywanie recept.
Czytając, nie raz zastanawiałam się, dlaczego los, tak ciężko doświadczył zakonnice szczególnie po wejściu Rosjan. Bite, gwałcone, mordowane. Tylko dlatego, że były idealnym celem w oczach sowietów.
W tych pięknych i niewątpliwie ciekawych życiorysach zabrakło mi takiego ciepła. Mamy tutaj wspomnienia tych, którzy znali siostry. Jest to bardzo duży atut tej książki. Jednak miałam poczucie, że jest to wszystko takie spisane na chłodno. Czynnik emocjonalny został odstawiony na dalszy plan. Szkoda, bo gdyby nie odarcie z uczuć to czytałby się to zdecydowanie lepiej. Mimo to polecam, bo historie sióstr są warte uwagi.