Reality Fame. Walka o sławę recenzja

W trakcie zaliczeń na studiach czasem trzeba sięgnąć po jakąś niewymagającą książkę i taka właśnie jest ,,Reality Fame. Walka o sławę" Marii Karnas. To wciągająca, a zarazem luźna historia o tym, co ludzie są wstanie zrobić dla sławy i pieniędzy. To też opowieść o rodzącej się miłości i dążeniu do celu. A także to książka o tym, że w dzisiejszym świecie trzeba uważać na to komu się ufa i że każdy z nas ma za sobą jakąś historię.

Lisa Kane zgłasza się do telewizyjnego show w którym do wygrania jest sporo pieniędzy oraz sława. Robi to, aby spłacić dług ojca, który ciąży na niej i jej schorowanej matce, dlatego dziewczyna jest gotowa na wszystko aby wygrać ten program. Tak jak i w naszym Big Brotherze kamery towarzyszą non stop uczestnikom, aby tylko nagrać jakąś pikantną sprzeczkę lub bójkę. Zapobiec lub zaognić ma to jeden z mentorów - Brian Ryder (mega seksowny zwycięzca poprzedniej edycji). Lisa dowiadując się w jaki sposób Ryder wygrał poprzednią edycję postanawia pójść z nim na układ, który może pomóc jej wygrać, a mężczyźnie dostać wymarzoną rolę.
Z czasem jednak granice między rzeczywistością, a światem wykreowanym przez reżysera stają się coraz bardziej mgliste. Tylko jedno jest pewne. W tej grze nie ma miejsca na słabość.



Z początku traktowałam tę historię naprawdę pobłażliwie, bo nie sądziłam, że aż tak się zaangażuję. Ot głupawa historia o reality show dla nastolatek. Jednak w tej opowieści jest coś więcej i mimo, że początkowe 100 stron nie powala, to uważam, że warto brnąć dalej, aby zapoznać się z całą książką.

Lisa od początku wie po co jest w programie i chociaż ocenia mega powierzchownie ludzi - tak, jak i my robimy to często w social mediach - to z czasem zaczyna dostrzegać pozytywne cechy i przywiązuje się do nich. I jasne, robi świństwa, ale dlatego, że czuje iż nie ma innego wyjścia, a potem... no cóż, nie mogę tego zdradzić. Ta dziewczyna choć czasem irytuje, to po prostu jest zagubioną dziewczynką, która potrzebuje pomocy i miłości, która znajduje w postaci Briana Rydera.
A skoro o nim mowa, to jestem pod wrażeniem jego przemiany w książce. Od odpychającego buca, po uczuciowego i troskliwego faceta - marzenie każdej kobiety haha!

Jedynym minusem jest prosta fabuła. Zarazem brakowało mi czegoś skomplikowanego w tej książce, ale z drugiej strony byłam wdzięczna, że nic takiego nie ma, bo czytałam tę powieść pomiędzy zaliczeniami na studia. Dlatego myślę, że ocena 6/10 będzie adekwatna, bo mimo wszystko to taki relaksacyjny średniaczek.