Wichrowe Wzgórza zachwycają już od ponad 150 lat. Ciągle ktoś postanawia po nie sięgnąć i zatraca się w klimacie stworzonym przez Emily Brontë. Wielokrotne ponowne wydania i liczne ekranizację mogą jak najbardziej świadczyć o ich sukcesie. Sama miałam na nie ochotę już od bardzo dawna, aż w końcu udało mi się po nie sięgnąć.
Autorka przedstawia nam pana Lockwooda, który postanawia wynająć domek w jakimś odosobnionym miejscu. Wybór pada na Thrushcross Grange, której to posiadłości właścicielem jest niejaki pan Heathcliff. Sam mieszka w Wuthering Heights i to właśnie tam nasz narrator wybiera się, aby zacieśnić więzi z gospodarzem. Pierwsze spotkanie jednak nie przebiega po jego myśli, a w jego konsekwencji nabawia się on długiej choroby. Aby umilić Lockwoodowi cierpienia jego gospodyni - pani Dean - opowiada mu historię Heathcliffa. Dawny właściciel Wuthering Heights - Earnshaw - znalazł go porzuconego w trakcie podróży do Liverpoolu i przygarnął. Chłopak od początku wzgardzony przez mieszkańców nie miał łatwego życia. Pomiędzy nim i córką Earnshawa Catherine wywiązała się wielka miłość, jednak nie miała racji bytu. Odcisnęła ona na Heathcliffie wielkie piętno, z którym musiał mierzyć się całe swoje późniejsze życie.
Książka rozpoczyna się intrygująco już od samego początku. Wiedziałam wcześniej mniej więcej jakiej historii mogę się spodziewać, dlatego wprowadzenie mało znaczącego bohatera, jako narratora, który na dodatek opowiada historię nie z pierwszej ręki, trochę mnie zaskoczyło. Co prawda początek ten może się trochę dłużyć i wprowadzać w zamęt, jednak późniejsza akcja nam to wszystko rekompensuje. Emily Brontë potrafi zainteresować czytelnika opowiadaną historią i nieraz wywołuje w nim sprzeczne emocje. Widzimy, jak zgrabnie posługuje się słowem. Nie czytałam Wichrowych Wzgórz wcześniej w innym tłumaczeniu, ale myślę, że to Piotra Grzesika bardzo dobrze oddaje ducha epoki, chociażby przez gwarę starego służącego Josepha, którego nieraz ciężko było zrozumieć.
Wichrowe Wzgórza są z pewnością wyjątkową pozycją. Świadczy o tym chociażby ich tematyka. Cała powieść przesycona jest brutalnością i prawdziwością cierpienia, które wpija się w każdą część ciała czytelnika. Jeżeli szukacie opowieści o szczęśliwej miłości, to z pewnością nie pozycja dla Was. Tutejsza miłość rani do żywego. Zachwyca zarówno swą prawdziwością, jak i nieosiągalnością. Choć zakochani z przyczyn naturalnych nie mogą być razem i tak na swój sposób oddziałują na siebie, co wywołuje swego rodzaju podziw i na pewno zachwyca. Powieść ukazuje psychikę głównych bohaterów i to, jak szereg niekorzystnych wypadków na nich wpłynął. Autorka stworzyła pozycję pełną symboli i cytatów, które zapadają w pamięci. Jest tu także wiele spraw, które intrygują, a które mamy wyjaśnione w posłowiu. Wichrowe Wzgórza są zdecydowanie inne, niż pozostałe książki sióstr Brontë, które miałam okazję czytać. Są znacznie bardziej brutalne, brak tu małomiasteczkowe klimatu czy typowego obejścia, a niektóre działania bohaterów mogą zakrawać o skandal czy herezje. Nie mówię, że to źle, bowiem klimat ten bardzo przypadł mi do gustu. Surowy krajobraz wzgórz, znalazł odzwierciedlenie w wymowie dzieła i nie ukrywam, że zachwyciło mnie to.
Bohaterowie, tak jak i cała reszta są bardzo charakterystyczni. Chociażby Heathcliff, który jest bardzo tajemniczą postacią. Nie wiemy nic o jego pochodzeniu czy wieku. Widzimy, jak niespełniona miłość i opinia innych na niego wpłynęły i jak dążenie do zemsty go zmieniło. Catherine to bardzo przewrotna kobieta. Pełna gwałtowności i życia na początku, potem zmieniona przez chorobę. Nie ukrywam, że jej decyzja, kierowana impulsem i zachcianką niezbyt przypadła mi do gustu, ale cóż ja mogłam zrobić. Tak naprawdę bohaterowie nie należeli do tych sympatycznych, których łatwo możemy polubić. Irytowali bardzo często, ale takie ich zamknięcie w kajdanach niespełnionej miłości i jej skutków miało swój urok, a sympatia do nich rodziła się pomimo wad. Emily Brontë ukazuje postaci na przestrzeni lat. Jedni odchodzą, drudzy przychodzą, może to się podobać lub nie. Ja pozostaję neutralna w tej kwestii i stwierdzam, że przez takie powiązania rodzinne autorka wyniosła książkę na jeszcze wyższy poziom.
W Wichrowych Wzgórzach nie wszystko jest takie, jakby się chciało. Jak pisałam, nie jest to szczęśliwa historia miłosna, ale wielkie, nieraz brutalne uczucie, które porusza i na pewno zostaje w pamięci. Całość stworzona została tak, że śmiało można ją ochrzcić mianem genialnej. Ze mną historia ta pozostanie z pewnością bardzo długi czas. Jeżeli jeszcze jej nie czytaliście, nie traćcie czasu! Wichrowe Wzgórza wypada znać!