Uwaga! Recenzja może zawierać spoilery z poprzednich części "Trylogii Czarnego Maga"!
Sonea, po wygranym pojedynku z Reginem, stała się nowicjuszką, do której inni uczniowie Gildii zaczęli odczuwać dość niechętny szacunek. Jeden kłopot z głowy. Dziewczyna jednak wciąż nie może zapomnieć o tym, co widziała, gdy włamała się na teren Gildii razem z Cerynim. W jej głowie ciągle znajduje się obraz Wielkiego Mistrza Akkarina, który korzysta z czarnej magii w podziemnej komnacie. W ciągu wydarzeń, Sonea zaczyna mieć wątpliwości, komu warto zaufać, a czyje zachowanie jest tylko podstępem, próbą zbliżenia się do magów. Jaką tajemnicę skrywa szanowany w Gildii Akkarin? I co tak naprawdę zagraża Gildii?
Po przeczytaniu "Nowicjuszki" trochę bałam się sięgnąć po trzecią część "Trylogii Czarnego Maga". Bałam się, że część trzecia również mnie zanudzi. Niepotrzebnie. "Wielki Mistrz" jest zdecydowanie najlepszą częścią trylogii o Sonei. Czytanie tego tomu było dla mnie raczej przyjemnością niż przymusem typu "jak nie przeczytasz, to nie dowiesz się, co będzie dalej". Owszem, nie jest to fantasy górnych lotów, jednak wciąż trzyma pewien poziom. Mimo sporej ilości mankamentów.
Akcja powieści rozwija się dość szybko. Momentami wręcz za szybko i można się pogubić. Nie jest to jednak, na szczęście, za częste. Książka porywa, aż ciężko było oderwać się i zająć innymi, ważniejszymi czynnościami. Byłam w stanie wytrzymać wiele niewygodnych pozycji do czytania, ażeby tylko sobie nie przerywać. Oznacza to, że dana książka faktycznie ma "to coś", co mnie w niej trzyma. "Wielki mistrz" nie jest jednak czymś, nad czym warto dłużej się zatrzymać i pomyśleć. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: nie ma nad czym. Wszelkie problemy bohaterów były zwykle od razu wyjaśniane lub nie warte wyjaśnienia. Ostatnia część trylogii jest czymś lżejszym, co można przeczytać pomiędzy poważniejszymi pozycjami. Czymś, przy czym można najzwyczajniej w świecie się odmóżdżyć.
Sądzę, że bohaterowie są zdecydowanie najgorszą stroną nie tylko "Wielkiego Mistrza", lecz całej trylogii. Sonea, Ceryni, nawet Akkarin czy Rothen są naprawdę słabo zarysowani. A przecież są to kluczowe postaci! Myślę, że najlepszym określeniem postaci z "Trylogii Czarnego Maga" jest "bezbarwne". Tak, wszyscy są po prostu bezbarwni. Gdyby nie wciąż powtarzane imiona czy przydomki postaci, nie wiedziałabym, o kim akurat mowa. Szkoda, że tak jest, ponieważ bohaterowie są naprawdę ważną stroną książek z gatunku fantasy właśnie.
Język autorki jest dość prosty, zrozumiały nawet dla prostych osób, które stronią od książek. Normalnie denerwuje mnie jednak ciągłe powtarzanie imion bohaterów, jednak w tym przypadku jest to zabieg konieczny. Gdyby nie to, nie wiedzielibyśmy, o kim w tej chwili jest mowa i kto właśnie się wypowiada. Książkę czyta się szybko i przyjemnie.
Polecam przeczytanie "Wielkiego Mistrza" osobom, które miały już styczność z poprzednimi częściami trylogii Trudi Canavan. Naprawdę, nie odradzam zostawiania jej nawet jeśli "Gildia Magów", czy "Nowicjuszka" się nie spodobały, gdyż to właśnie zwieńczenie cyklu jest najlepsze.