Angele Lieby ma do opowiedzenia czytelnikowi nieprawdopodobną historię, która na zawsze zmieni jego życie, myślenie, tezy i przekonania. Po książkę "Ocaliła mnie łza" sięgnęłam drżącą ręką przygotowana na emocjonalną bombę. Tak też się stało. Wybuch poraził moje serce, które do tej pory bije nieregularnie targane wspomnieniem przeczytanego słowa.
Angele Lieby to 57- lenia kobieta o ogromnej woli i radości życia. Jest szczęśliwą mężatką, mamą i babcią. Każdego dnia znajduje czas i na pracę i na przyjemności typu ploteczki. Uwielbia ruch i świeże powietrze. Często spaceruje, tańczy, biega, wspina się po górach. Pewnego dnia wszystko się zmienia. Z ostrym bólem migrenowym zgłasza się do szpitala. Lekarze nie umieją wskazać przyczyny cierpienia Angele. Z każdą minutą stan kobiety pogarsza się, a jedyną możliwym ratunkiem jest śpiączka farmakologiczna, z której pacjentka nie wybudza się. Od tej chwili trwa wyścig z czasem o zdrowie i życie 57- latki.
Angele Lieby metodycznie, szczegółowo opisuje swoje odczucia i przemyślenia ze stanu śpiączki. Doskonale czuje i odbiera bodźce z zewnątrz ale nie może na nie odpowiedzieć. Czuje rozpacz swojej rodziny, obojętność lekarzy i pielęgniarek, czułość męża i córki, bezosobowe traktowanie ze strony personelu medycznego. Swoją historią Angele udowadnia, że człowiek w śpiące to nie ludzkie warzywo a czująca i myśląca istota. Nie można przy takim chorym wygłaszać ostatecznych wyroków, tym bardziej gdy lekarze rokują śmierć. Oni i tak znajdują się w bardzo trudnym położeniu, a odbiera się tym ludziom dodatkowo wiarę w swoje ocalenie. Dotknęła mnie również obojętność z jaką traktowana jest Angele. Pielęgniarki plotkują w jej pokoju, nie licząc się z tym, że je słyszy, nie licząc się z tym, że żyje. Przerażający był także sposób- "test sutka" wykonywany przez uznanego profesora a sprawdzający wiarygodność osoby nieprzytomnej.
Wspomnienia autorki z czasu swojego uwięzienia we własnym ciele są trudne w odbiorze. Niełatwo jest czytać o tak ogromnym cierpieniu psychicznym i fizycznym. Lekarze i pielęgniarki opiekujące się Angele nie zawsze byli mili, przyjaźni i empatyczni. Swoje obowiązki wykonywali rutynowo, nie reagowali na prośby czy sugestie. To poczucie wszechwiedzy i wszechwładzy mogły doprowadzić do katastrofy. Autorkę ocaliła łza spływająca po policzku i ogromna determinacja jej bliskich.
"Są lekarze od serca, lekarze od zębów, lekarze od wątroby. Ale czy są lekarze od chorych?"
Po lekturze książki zastanawia mnie jedno: jak wiele osób zostało skazanych na śmierć przedwcześnie? Wadliwa aparatura może wskazywać śmierć mózgu, nieuważny lekarz czy pielęgniarka może nie dopatrzyć się znamion życia, a tak łatwo jest wyłączyć respirator...
Książka Angele Lieby jest świadectwem uwięzionego w ciele życia. Manifestem i apelem o rozwagę, wrażliwość, dobrą wolę i wiarę w drugiego człowieka, w szczególności w naszych bliskich, którzy mogą być czasem jedynym ratunkiem. Jest również zwróceniem uwagi społeczeństwa na nadużycia i brawurę w sektorze medycyny. Tam często walczy się o życie a każda zła czy spóźniona decyzja może przekreślić jedyną szansę na ocalenie.