"Mechaniczny książę" autorstwa pani Cassandry Clare to druga część trylogii "Diabelskie maszyny", na którą było nam dane trochę poczekać, ale w końcu się doczekaliśmy. Bardzo tęskniłam za książkowymi bohaterami - Tessą, Willem, oraz w szczególności Jamesem, dlatego od książki wymagałam bardzo dużo. Zaczynając ją czytać, miałam nadzieję, że będzie to przygoda jaką naprawdę trudno przeżyć jedynie za pomocą książki. Pokładając w tej pozycji wielkie nadzieje zaczęłam czytać... Co mogę powiedzieć teraz, po przeczytaniu całości?
W momencie, kiedy bohaterowie mogliby już spokojnie powiedzieć, że wszystko się zaczęło układać, cała sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje. Podstępny i chciwy Benedict Lightwood za wszelką cenę chce odebrać Charlotte kierownictwo nad londyńskim Instytutem. Kobieta jednak dzielnie walczy o to, aby zapobiec takiemu rozwojowi wydarzeń. Clave daje Charlotte dwa tygodnie na odnalezienie Mistrza, co wydaje się wręcz awykonalne., jednak nikt nie ma zamiaru się poddać, a już w szczególności nie Tessa, która z pomocą Willa, do którego czuje więcej niż by chciała, oraz Jema, z którym sytuacja nie jest zbyt jasna i klarowna, zaczyna szukać wskazówek. Do czego dojdą? Jaką rolę w tym wszystkim odegrają Jessamine oraz Nathaniel Gray? Co z Gabrielem Lightwoodem, może on także okaże się inną osobą niż wszyscy na początku myśleli? Jak Tessa poradzi sobie z uczuciami, co postanowi? Czy Charlotte uda się zachować Instytut? Czy uda im się odnaleźć Mistrza?
Narracja książki jest, naturalnie, trzecioosobowa, nie mogłoby być inaczej, skoro poznajemy każdego bohatera osobno, a nie z perspektywy głównej bohaterki. Taką narrację także pani Clare stosowała w Darach Anioła i mam nadzieję, że jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie jej wydać jakąś serię, nie zmieni tej konkretnej rzeczy.
Przy czytaniu drugiej części jakiegokolwiek cyklu, nie możemy uniknąć tego, że naturalnie porównujemy tę część do swojej poprzedniczki. I właśnie tu mam pewien problem. No bo pamiętam co to było jak czytałam "Mechanicznego anioła" - byłam oczarowana Wiktoriańskim Londynem wykreowanym przez panią Clare, do wszystkiego byłam tak pozytywnie nastawiona, bo wtedy to było nowe, a teraz mogę z ręką na sercu powiedzieć, że zdarzyło mi się przeczytać inne książki, które wiktoriański klimat oddawały o niebo lepiej. No ale jestem fanką twórczości Cassandry wiec i tak pokładałam w "Mechanicznym księciu" wiele nadziei i to chyba własnie dlatego, książka nie wydaje mi się być tak zachwycająca jak innym. Myśląc o niej, wiem, że mi się podobała, bo czytałam ją z uśmiechem na ustach, jednak szału nie było, trzeba to niestety przyznać. Inne osoby mogły odnieść całkowicie odmienne wrażenie, bo może patrzyły na tę pozycję pod innym kątem, albo nie miały tak wielkich oczekiwań jak ja, ale jak dla mnie naprawdę autorka mogła się trochę bardziej postarać.
Jeśli chodzi o bohaterów, to myślę, ze własnie w tym punkcie się zawiodłam najbardziej. Tessa, przez prawie całą powieść mnie niesamowicie irytowała. Miała to, czego by na jej miejscu pragnęła każda a i tak jej to nie wystarczało, tak można by rzec. Cassandra Clare ma na tyle wyobraźni, aby wymyślać ciekawych bohaterów, ale, nie wiedzieć czemu, główne bohaterki jej coś nie wychodzą. Już postać Sophie wydawała mi się bardziej interesująca niż Tessy. Jeśli chodzi zaś o dwóch chłopaków, którzy są powodami miłosnych utrapień dziewczyny, od pierwszego tomu byłam w "Team Jem" i dalej w nim jestem, ale te kilka incydentów z tej części zdecydowało, że do Willa też poczułam jakieś tam małe, niewyraźne uczucie sympatii. W tej części jednak było też parę wątków poświęconych pobocznym postaciom, takim jak Jessamine, której od początku nie lubiłam, Sophie, którą za to jakoś tak automatycznie od zawsze darzyłam sympatią oraz Charlotte i Henry'emu, co też dało książce trochę smaczku. A ostatnie strony - uśmiech na pół twarzy!
No i tak dochodzimy do punktu zwanego omówienie oprawy graficznej. Fani Darów Anioła oraz tej serii niesamowicie wiecznie skarżą się na okładki i ja też należę do tego grona, jednak przy "Mechanicznym księciu" nie ma takiej masakry jak była przy "Mieście upadłych aniołów", tudzież "Mechanicznym aniele". Wręcz mogłabym stwierdzić, że ta okładka jest jedną z bardziej udanych chociaż w dalszym ciągu oczywiście, nie dorasta oryginałowi do pięt.
Podsumowując, od "Mechanicznego księcia" wiele oczekiwałam i niestety przez to czuję się trochę zawiedziona po przeczytaniu książki. Mimo tego, że czytało mi się ja przyjemnie i i tak przeżywałam z bohaterami wszystko ekscytując się zdarzeniami bardziej niż oni, to nie mogę pozbyć się z głowy myśli "Mogło być lepiej". No ale mimo wszystkich niedociągnięć, miło było nacieszyć się Jemem przez te kilka godzin. Teraz z niecierpliwością wyczekiwać będę ostatniej części tejże trylogii, a coś czuję, ze trochę poczekamy, skoro premiera za granicą ma być dopiero pod koniec marca 2013. Jeśli jednak już teraz, po przeczytaniu "Mechanicznego księcia" tęsknimy za twórczością Cassandry, zawsze można się pocieszyć, że najprawdopodobniej piąta część Darów Anioła już niedługo ;) "Mechanicznemu" dam 8/10 z nadzieją, że w przeciwieństwie do tej, trzecia część mnie zadziwi swoją wspaniałością no i oczywiście polecam, bo dla fanów Calre - niezbędna :)
"Pozwól dłoniom, niech błądzą jako dwaj włóczędzy..."
Oryginalny tytuł: Clockwork Prince
Nr. tomu w serii: II
Wydawnictwo: MAG
Data wydania:
Liczna stron: 496
Cena detaliczna: 39 zł