Wojciech Kopciński urodził się 13 grudnia 1950 roku w Częstochowie. Ukończył studia na Wydziale Reżyserii krakowskiej PWST, przez krótki okres był dyrektorem Teatru im. A. Mickiewicza w Częstochowie, reżyserował spektakle w teatrach Krakowa, Jeleniej Góry, Słupska, Bielska-Białej i Poznania. W latach 80. opuścił Polskę, emigrując do Niemiec, gdzie otrzymał statut emigranta politycznego. Po zmianach ustrojowych jest częstym gościem w ojczyźnie jako reżyser wielu przedstawień na Scenie Salezjańskiej w Krakowie przy ul. Tynieckiej, w tym głównie co roku odnawianej pasji pt. „Dies irae“ wg scenariusza W. Jesionki. Jest pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym festiwalu „Pasja 2000“, zorganizowanym po raz pierwszy przez Zgromadzenie Salezjańskie w 2000 roku.
„List-Dziennik“ to debiut książkowy tego utalentowanego i orginalnego artysty, będący swoistym studium człowieka skazanego na samotność, obcość, środowiskowy ostracyzm i alkohol. Jest to wstrząsający, gorzki i aż do bólu autentyczny dokument rejestrujący jeden rok z życia artysty niezwykle wrażliwego, o ukształtowanych wzorcach etycznych i estetycznych, a mimo to - właściwie wciąż poszukującego swojego miejsca w sztuce i w życiu. Kluczem do szczęścia autora pięknej i wzruszającej spowiedzi jest „Womirówka“ – oaza ciszy i piękna, dobra i spokoju gdzieś w górach nad Piwniczną. W ostatnich akapitach książki ten klucz wypada z ręki, dom płonie, zamyka się jakiś ważny rozdział w życiu Wojciecha. Co dalej? – piekielnie trudno zadać to pytanie. Nastąpił wstrząs i teraz bohater odbije się od dana, poszybuje, czy utopi wszystko w gorzałce? Mam nadzieję, że odpowiedź znajdę w następnej książce Wojtka. Znam jego wcześniejsze próby literackie, adaptacje teatralne, scenariusze filmowe dotąd, niestety, nie zrealizowane, i jestem pewien, że przynajmniej literackiego talentu autor nie zmarnuje. Co więcej, wróci do teatru, bo teatr takich właśnie wrażliwych obdarzonych ogromną intuicją reżyserów teraz potrzebuje szczególnie.
Wojtek w swoim „Liście-Dzienniku“ nie oszczędza nikogo. Ale przede wszystkim – i o tym warto pamiętać – nie oszczędza siebie. Znam go osobiście ćwierć wieku, mam zaszczyt cieszyć się jego przyjaźnią, ale nigdy nie podejrzewałem, że człowiek tak ufnie i bez najmniejszych zahamowań może otworzyć się przed światem. Ta książka może jest gorzka. Dla mnie – nasycona ogromną i głęboką wiarą. I wewnętrzną prawdą, w której nie ma cienia pozy czy mistyfikacji. Napisał tę książkę człowiek o niespotykanej we współczesnym świecie, a już w środowisku artystów szczególnie – odwadze osobistej.
Henryk Cyganik