W zeszłym roku poznałam twórczość Anne Bishop i zakochałam się w serii Inni. Pióro autorki jest bardzo przyjemne i świat, który przedstawia czytelnikowi autorka, jest precyzyjnie dopracowany i wciąga bez końca. Tak samo było z nową serią od tej autorki Tir Alainn. “Filary Świata” to pierwszy tom tej serii, z bardzo ciekawym światem i silnymi bohaterami, co daje nam lekturę idealną. Czy taka była? Dowiecie się po lekturze mojej recenzji, lecz już teraz mogę Wam ją polecić, ponieważ autorka pisze genialnie.
“Uczucia mogą być prawdziwe, nawet jeśli na powierzchni nie znajduje się to, co nazywasz szczerością.”
Główną bohaterką jest Ari, ostatnia wiedźma ze swojego rodu, została sama na świecie po śmierci babki i matki, przez co boryka się z samotnością i trudami związanymi z samotnym życiem. Tuż przed obchodami Święta Letniego Księżyca, Ari otrzymuje specjał, który powinna dać pierwszemu mężczyźnie, którego zobaczy w noc Letniego Księżyca. Ari nie chce dopełnić swego obowiązku, lecz los robi jej psikusa i Ari swój specjał podarowuje ogierowi. Ten złożony dar, takiemu nieoczekiwanemu wybrankowi zapoczątkowuje szereg zdarzeń, a główną zmianą będzie gorący romans między wiedźmą a nieśmiertelnym Fae. Za to Fae, które do tej pory żyło w swojej spokojnej krainie, zaczyna żyć strachem, ponieważ kolejne części ich krainy znikają wraz z mieszkańcami. Czy Wiedźmy są zagrożeniem dla Fae? Czy wręcz przeciwnie, są dla nich ocaleniem?
“Jeśli pozwolisz, by inni określali, kim jesteś, pozwolisz odebrać sobie największą moc ze wszystkich.”
Trudno mi nie zachwycać się “Filarami świata”, ponieważ uwielbiam sposób w jaki autorka przedstawia nam nowy świat, który jest wielobarwny, złożony i bardzo ciekawy. Pierwsze tomy książek z gatunku fantasy, są trudne do odbioru, ponieważ autor przedstawia nam swój wymyślony świat, a my czytelnicy, powoli się w niego wdrażamy, odkrywamy go i uczymy się. Anne Bishop potrafi tak poprowadzić czytelnika, że nie gubi się i szybko potrafi się odnaleźć w nowym świecie. W serii Inni zadomowiłam się od razu, w serii Tir Alainn miałam już większy problem z odnalezieniem się, lecz gdy już mi się to udało to historia mnie pochłonęła i nie chciała puścić. Połączenie romansu i świata magicznego, z domieszką tajemnicy to jest to co lubię najbardziej. Tym bardziej, że romans nie jest wciągnięty na pierwszy plan a właśnie to tajemnicze znikanie krainy Fae jest głównym tematem tej książki. Bohaterowie wykreowani przez autorkę są wyraziści przez co cała historia przedstawiona w książce jest tak bardzo wciągająca. Dynamiczność bohaterów jest również dużym plusem fabuły, jedynym statecznym bohaterem, od razu przedstawionym jako ten zły i będący faktycznie cały czas zły jest Inkwizytor. To on wprowadza stateczność do książki. Jak widzicie cała historia jest złożona z wielu spójnych części, dlatego tak bardzo się nad nią rozpływam i tak bardzo polecam ją każdemu miłośnikowi fantastyki. Nadmienię jeszcze, że okładka przyciąga oko i pozwala nam utworzyć obraz świata przedstawionego w książce. Odpowiadając na swoje pytanie, czy to była lektura idealna, stwierdzam, że dla mnie była prawie idealna, przeszkadzało mi tylko to, że przez pierwsze 70 stron musiałam dwukrotnie przebrnąć, by móc zatopić się w tej historii. Dlatego nie zrażajcie się i dajcie szansę tej historii.
“(...) obowiązek nie jest serdecznym towarzyszem...”