"Nie możemy wybrać tego, w kim się zakochujemy, życie byłoby zbyt proste, a nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Miłość jest skomplikowana. Wymaga poświęceń, czasem bólu i cierpienia. Jednego dnia pozwala nam przenosić góry, a następnego prowadzi nas do destrukcji."
Piękny cytat, w wyrazisty sposób obrazujący czym jest miłość, ale tak właściwie, to obie części "Wszystko będzie dobrze" Magdaleny Hruszowiec właśnie takie są: przepełnione celnymi spostrzeżeniami dotyczącymi życia, ujętymi za pomocą prostego, trafiającego do czytelnika języka. Tu nie ma pompatycznych opisów nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością, to historia, która napisało samo życie. Już wcześniej miałam przyjemność opowiedzieć Wam o pierwszej części dylogii, natomiast dziś chciałabym podzielić się swoimi wrażeniami po lekturze drugiego tomu.
Nie chcę Wam zbyt wiele zdradzać, więc napiszę tylko, że pierwsze rozdziały powieści są decydujące dla relacji Blake i Alexa. Szczerze, od samego początku nie miałam żadnych wątpliwości, co do prawdziwości ich uczuć, ale, jak wiadomo, los często lubi namieszać. Tak też było i w tym wypadku. Po chwilach pełnych szczęścia i uniesień, życie tej dwójki niespodziewanie mocno się komplikuje. Dodam, że zupełnie nie przewidziałam takiego obrotu spraw. Niektóre wydarzenia mocno mnie zaskoczyły, a już najbardziej zachowanie Alexa. Ba! Jego głupi pomysł zdenerwował mnie i gdyby tylko było to możliwe, podeszłabym do Blake, żeby ostrzec ją przed nadchodzącym zagrożeniem.
Na szczęście, ostatecznie nie było takiej potrzeby.
Porównując obie części ze sobą dochodzę do wniosku, że pierwsza z nich jest bardziej statyczna i mniej emocjonalna, gdyż większość uczuć dopiero dochodzi do głosu w sercach bohaterów. Drugi tom wprowadza sporo zamieszania, ale daje też odpowiedzi na nurtujące nas pytania oraz wyjaśnia niektóre kwestie. Niestety muszę zaznaczyć, że autorka pokusiła się o otwarte zakończenie, co, przyznam, trochę mnie zdenerwowało. Po finalnych słowach czuję potrzebę niezwłocznego sięgnięcia po kontynuację tej historii, niestety, w tej chwili nie jest ona jeszcze dostępna. Czy będzie? Mam nadzieję, że tak i to już w niedalekiej przyszłości. Celem uściślenia dodam, że nie mam nic przeciwko otwartym zakończeniom, jednak w tym wypadku wyraźnie pobudziło ono moją ciekawość, która domaga się teraz natychmiastowego zaspokojenia.
Wracając do Blake i Alexa, ogromnie podoba mi się ich związek. Bohaterowie, tak różni od siebie, tworzą piękną parę. Mimo przeciwieństw idealnie do siebie pasują i nawzajem się uzupełniają. Oboje wiele w życiu przeszli, jednak ta nowa znajomość pozwala im spojrzeć w głąb siebie i otworzyć się na nadchodzące uczucia. W uwagach końcowych autorka zwraca uwagę, że nie jest to prosty romans, krótka historia pewnej znajomości i w pełni się z tym zgadzam. To książka o ponownym odkrywaniu siebie i walce o własne przekonania. To powieść o stawianiu granic. Niestety, bardzo często mylimy miłość z przywiązaniem, a niekiedy nawet ze strachem. Dopiero spojrzenie na wszystko z pewnej perspektywy pomaga nam dostrzec to, co na co dzień jest dla nas niewidoczne.
"Wszystko będzie dobrze" to historia o terapeutycznym wydźwięku. Uczy nas pięknej, bezwarunkowej miłości, ale też daje szansę na lepsze życie po trudnych przeżyciach. Każdy z nas mierzy się z jakimiś problemami, mocno determinującymi nasze zachowanie. Bywa, że potrzeba obecności drugiego człowieka, jego miłości i wsparcia, byśmy mogli na nowo odnaleźć siebie. Taka miłość, związek, w którym możemy być w pełni sobą, to prawdziwy dar od losu.
Moja ocena 8/10.