Dr Jonathan Weber jest światowej sławy biblistą i profesorem na Harvardzie. Jego ostatnia publikacja „Jezus z Nazaretu” odniosła ogromny sukces nie tylko w środowisku naukowym i uczyniła z Webera specyficznego celebrytę. Po zakończeniu roku akademickiego Jonathan zamierza skorzystać z urlopu naukowego i wyjechać do Izraela, by towarzyszyć przyjacielowi w wykopaliskach. Droga do Ziemi Świętej prowadzi go przez Rzym, gdzie zostaje zaproszony na prywatną audiencję do papieża Benedykta XVI. Po dotarciu do Rama, gdzie prowadzone są wykopaliska, dr Weber szybko wciąga się w pracę archeologa. Szczególnie, że odnajduje miejsce pochówku Józefa z Arymatei. Radość jest tym większa, że po otwarciu grobowca w środku znalezione zostają szczątki. Ekspedycja badawcza z pewnością przejdzie do historii, gdyż to pierwszy przypadek w dziejach ludzkości, kiedy odnaleziona zostaje postać biblijna. Euforia panująca wśród naukowców gaśnie, kiedy wyjaśnia się domniemana tożsamość odnalezionych zwłok...
Postać dr Webera od razu budzi sympatię czytelnika. Poza bieżącymi wydarzeniami poznajemy tragiczną przeszłość naukowca. Dodatkowo Jonathan wzbudził mój podziw ogromem swojej wiedzy i umiejętności, pomimo iż wiem, że jest to postać zmyślona. Szczególnie interesujące były dla mnie wszelkie przytoczone przez autora metody badań archeologicznych. Paul L. Maier sam jest profesorem historii starożytnej więc wszystkie opisane przez niego sposoby badań, zarówno w terenie, jak i w laboratorium, przedstawione zostały w sposób szczegółowy i rzetelny. Wyrosłam w uwielbieniu dla Indiany Jonesa, więc praca archeologów i poszukiwaczy przygód zawsze budziła mój entuzjazm.
Akcja powieści rozwija się szybko i dynamicznie. Autor w umiejętny sposób stopniuje napięcie. Książkę odkładałam na półkę z wielkim bólem i tylko dlatego, że był środek nocy i zachodzące mgłą oczy uniemożliwiały mi dalsze czytanie. Przez cały dzień i tak nie mogłam myśleć o niczym innym, dlatego też następny dzień w pracy nie był zbyt owocny. Paul L. Maier w niezwykle wiarygodny sposób kreśli ewentualne konsekwencje upadku wiary chrześcijańskiej. Stawia ewentualne pytania o reakcję wierzących i niewierzących na całym świecie. Zmusza czytelnika do postawienia sobie pytań o fundament jego własnej wiary. Pisarz, który sam jest naukowcem, rozważa również stosunek nauki do wiary i ich wzajemne wpływy.
Mówi się, że każdy ma jakiegoś trupa w szafie. Z tego samego założenia wyszedł autor i swoją powieść zatytułował „A Skeleton in God's Closet”. Tytuł jest trafny i nieco ironiczny, jednak nie dziwię się, że polski wydawca zdecydował się na diametralną zmianę tytułu. „Trup w Bożej szafie” mógłby brzmieć zbyt kontrowersyjnie i wywołać niepotrzebny zamęt.
Powieść „Ślad życia, ślad śmierci” zrobiła na mnie większe wrażenie, niż początkowo przypuszczałam. Powieść jest tak realna, że musiałam sama siebie upominać, aby nie uwierzyć w fikcję literacką. Prawdziwe postacie takie jak choćby papież Jan Paweł II i Benedykt XVI tylko uwiarygodniają całość. Emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury sprawiły, że przez dwie noce śniłam jakąś taką kontynuację przygód dr Webera. Uwielbiam momenty, kiedy literatura wpływa na moją wyobraźnie w ten sposób! Z przyjemnością dodaję Paula L. Maiera do kręgu moich ulubionych pisarzy i biegnę do biblioteki poszukać innych książek jego autorstwa.
Polecam wszystkim, niezależnie od przekonań!