Na takie książki się czeka.
Takich książek się chce. Chce się je czytać, być przez nie pochłanianym i je po prostu mieć. Takie książki to tajemnica skryta w okładkach.
Tu tajemnicą jest wszystko. Czytasz obwolutę i zastanawiasz się co może łączyć nasz rok z 1970-tym? Jak to się będzie do siebie miało? Do tego archipelag Doggerland, który stanowi - jakby nie było - wymysł autorki. Można się pokusić i nazwać Doggerland fikcją literacką. A po trzecie - czy mi się to spodoba?
Trzymasz nowość i wątpisz...
Ale...
Ale otwierasz i zaczynasz czytać. I okazuje się, że wszelkie wątpliwości znikają. Doggerland zaczyna cię w dziwny sposób przyciągać i to od samego początku. A zaczyna się banalnie. W zamkniętym domu (od środka) zostaje zamordowana kobieta. Była żona szefa miejscowej policji. Ciało znajduje staruszek, sąsiad. Sprawa, siłą rzeczy zostaje przydzielona komuś innemu, nie samemu szefowi, który przymusowo zostaje wysłany na urlop. Śledztwo przydzielone zostaje Karen Eiken Hornby, kobiecie, której nie lubią, nie poważają i za wszelką cenę chcą udowodnić, że się do śledztw nie nadaje. Bo o czym świadczy pięć! dni! bezowocnych poszukiwań? Po pięciu dniach nie ma nic: śladów, podejrzanych, winnych, a pamięć potencjalnych świadków zanika. Do tego dzienniki karmią się już innymi sensacjami nie pomagając policji. Dlatego walka z systemem staje się dla Karen też walką z samą sobą. Życie prywatne, tak dotąd odseparowane od pracy, teraz staje się polem zawodowym. Analiza tego, co stopniowo odkrywa, ludzie z którymi rozmawia, czas spędzany w samotności. To wszystko egzystuje w niej na jednej płaszczyźnie. Uparcie nie daje sobie wmówić fałszu i zamiatania spraw pod dywan. Policja nie jest święta, co każdy wie, ale żeby zakłamana? Na to Karen się nie godzi. Uczciwość, to przysięgali. Dlatego podejrzany sprawca nie wchodzi w rachubę. Wina musi być udowodniona w 100%, a nie pobieżnie, jak to zostało po cichu załatwione z Linusem Kvanne. Wsadzenie za kraty nie jest rozwiązaniem.
Doggerland to wyspa, która nie jest bezpieczna.
Doggerland, to miejsce, które ma przeszłość.
Doggerland to ziemia, która musi zadbać o swoich mieszkańców.
Dlatego Karen nie odpuszcza.
Autorka do samego końca nie daje nam odpowiedzi, dokąd ją to zaprowadzi. Czy Karen dobrze robi mnożąc sobie wrogów? Jakie rozwiązanie da śledztwo, które zostało odłożone ad acta? Czy kobieta w mundurze jest coś warta? Czytasz i wydaje ci się, że sam, szybciej niż autorka, znajdziesz odpowiedz. Że rozwiążesz zagadki zanim sama Karen to zrobi. Ale... Może ci się wydawać.
Próżne nadzieje.
Autorka do końca trzyma czytelnika w zawieszeniu. Fabuła niebywale wkręca. DOGGERLAN to pierwszy tom kryminałów, które zapowiadają coś na miarę "perełek" wydawniczych. Jest tu psychologia, inteligencja wysokiego "kalibru" i błyskotliwe zwroty akcji. Nie ma zbędnych scen, czy pobocznych wątków zapychających strony książki. Tu wszystko jest po coś. Każdy detal. Dlatego nie czytasz pobieżnie. Skupiasz się, dociekasz, szukasz, analizujesz. Wystarczy jeszcze dodać talent pisarski i masz magnes w okładkach. Genialna. Niespotykana.