Po „Kruche życie” sięgnęłam po tym, jak przeczytałam jej opis. Jakoś mi się w głowie uroiło, że to jakaś ckliwa opowiastka, a okazało się, że genialna autobiografia kardiochirurga, Stephena Westaby’ego. Suma summarum, czy było warto po nią sięgnąć? A jakże!
Już z opisu na okładce dowiadujemy się, że będziemy poznawać lekarza, który przyczynił się do pewnych zmian w kardiochirurgii, a tym samym pomógł przeżyć niezliczonej ilości osób. Sam opowiada w tej książce o przypadkach, lekko mówiąc ekstremalnych, a zapewne w jego karierze najciekawszych. Spodobało mi się to, że nie owijał w bawełnę i omawiał wprost skutki wszczepiania sztucznych elementów w serce, które nie zawsze zdawały egzamin i w pewnym momencie przez to śmiertelność pacjentów była stuprocentowa. Bardzo fajnie, że nie pomijał takich rzeczy i nie ubierał czytelnikowi na nos na siłę różowych okularów.
Doskonale wiadomo, że praca lekarza do najłatwiejszych nie należy, a już chirurgia jest jedną z najcięższych. W przypadku Stephena obijamy się o tematykę przeszczepów, operacji na otwartym sercu walce z nowotworami serca. Wyobrażacie sobie mieć w sercu wielki guz, który radośnie sobie odrasta? No właśnie.
Taka osoba, jak Autor tej powieści musi mieć nerwy ze stali, a właściwie to wyłączać się na pewne aspekty swojej pracy. Dowiadujemy się, że Stephen’a gryzą wyrzuty sumienia, bo na przykład nie mógł być na miejscu i pomóc choremu. Nie da się być wszędzie, a jako jeden z najlepszych w swoim zawodzie musiał znosić i takie sytuacje.
Ja uwielbiam zarówno książki około medyczne, biografie, autobiografie lekarzy, pielęgniarek. Nie pogardzę też serialem o takiej tematyce. Oglądam ich mnóstwo. Czy dowiedziałam się czegoś nowego. Tak, mnóstwa faktów o tym, jak funkcjonuje nasze serce, na co może zachorować i jak z tymi chorobami walczyć. Co bardzo fajne, wszystko jest opisywane tak, żeby zwykły człowiek zrozumiał. Owszem, są bardzo dokładne, medyczne też, ale w taki sposób, żeby czytelnikowi uzmysłowić, co się dzieje w danym momencie.
Cała akcja rozpoczyna się od śmierci na stole operacyjnym i zapewne wielu już w tej chwili by zrezygnowało z tego zawodu, a Westaby był wręcz tym zafascynowany i poczuł powołanie. Całe szczęście, bo cóż by się działo gdyby on nie uczestniczył w tak naprawdę 50 latach swojego zawodu! Czasem zachowywał się jak wariat, czasem groziło mu zwolnienie z pracy, ale przedkładał ponad to wszystko ludzkie życie. Chwała mu za to, bo ocalił wiele istnień.
Każdy jeden pacjent opisany przez Autora jest wyjątkowy i zarazem bardzo ciekawy. Wyobrażacie sobie maleńkie dziecko, które przechodzi co chwilę zawały serca? Jakie to może być bolesne? Albo młoda dziewczyna, która wygląda jak by była w śpiączce, a wszystko słyszy, czuje i jest obecna z nami, ale zamknięta w swoim ciele. Niewesoło. Mało tego, wyobrażacie sobie osobę, która nie ma pulsu i żyje? No to tu poczytacie, jakim cudem.
Bardzo ciekawa książka i nie każdemu się spodoba ze względu na tak dużą ilość opisów bardzo dokładnych z sali operacyjnych, ale myślę, że jak ktoś przepada za taką tematyką, to jest to dla niego lektura obowiązkowa.
Ja oceniam ją na 9/10. Miejscami bym jednak skróciła te potężne opisy, ale podobało mi się niezwykle. Z chęcią sięgnę po każdą kolejną taka biografię.